czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 9. - Wężousty

Rachel, Lusi, Sonia, Alex i Max siedzieli przy stole patrząc na innych Gryfonów. Uśmiechali się do siebie, czasem Alex zaczynał naśladować Dianę wrzeszczącą na Luke'a którego naśladował Max.
- Uwaga! Witam was w kolejnym roku nauki w Hogwarcie! - krzyknęła McGonagall wchodząc na podest. - Przypominam o zakazie wchodzenia do Zakazanego Lasu. Nasz woźny pan Filch przypomina też by nie wychodzić z dormitorium od godziny ósmej wieczorem. A teraz uczta!
Na stole zaczęły pojawiać się stosy jedzenia, kurczak, schabowe, ziemniaki, sałatki i inne. Alex i Sonia szybko wyciągnęli ręce po kurczaka i zaczęli jeść, Lusi nadal nieśmiała, wyciągnęła ręce po sałatkę, ale trochę ubrudziła stół, Max pomógł jej to sprzątnąć. Rachel patrzyła na innych z Gryffindoru, ale i patrzyła na stoły innych domów patrząc co się dzieje. Nagle usłyszała za sobą szept.
- Panno Collins, chodźmy na słówko do mojego gabinetu... - usłyszała za sobą cichy głos McGonagall. - Poproszę też pana Thomson'a.
Ostatnie zdanie skierowała do Max'a, Alex'a, Soni i Lusi. Wszyscy wstali ale McGonagall machnęła ręką i zabrała Alex'a ze sobą. Sonia patrzyła ciekawie na nich kroczących za panią dyrektor. Rachel spojrzała na stół Ślizgonów, nie było przy nim dwóch osób. John'a i James'a. Bez słowa Rachel pobiegła za McGonagall.
- Prze pani... A właściwie, czemu nas pani ciągnie do swojego gabinetu? - spytała w końcu Rachel.
- Chcę porozmawiać o tym co wydarzyło się w pociągu. - powiedziała szybko McGonagall.
Spojrzałam na Alex'a ale on tylko wzruszył ramionami i popchnął mnie bym szybciej szła. Nagle ujrzeli gargulec.
- Jelly Belly! - powiedziała wyraźnie McGonagall.
Chimera - gargulec odskoczyła na bok, ukazawszy schody które zaczęły jechać w górę. McGonagall weszła na stopień, a Alex i Rachel za nią. Po chwili zobaczyli wielkie drewniane drzwi. Gdy weszli do środka pełno tam było portretów, niektóre chrapały i drzemały sobie a inne patrzyły z ciekawością na przybyszów. Dopiero po ułamku sekundy ujrzeli oni James'a i John'a siedzących na krześle przy biurku dyrektorki.
- Witaj Rachel. - powiedział John i uśmiechnął się machając ręką na powitanie.
- Słyszałam - zaczęła McGonagall. - o bójce w której udział brał młodszy pan Davis i panna Collins.
- Dobrze pani słyszała. - odrzekła Rachel. - Tylko ja nie miałam zamiaru w niej uczestniczyć.
- Co to znaczy? - powiedziała zdenerwowana McGonagall.
- To, pani profesor, że Diana Johnson rozpoczęła tą kłótnię. - powiedział John. - Rządzi się moim młodszym bratem.
John rzucił mordercze spojrzenie James'owi siedzącemu po jego prawej stronie. Tymczasem Rachel nie rozumiała czemu przyszedł z nią tu Alex, nie miał z tym nic doczynienia.
- Diana Johnson? Wspaniale. James idź po nią, a wy dwoje usiądźcie tutaj. - rzekła McGonagall wskazując im miejsca obok John'a. Rachel usiadła posłusznie, Alex zaczął się wahać nie chciał siadać po lewej stronie John'a.
- Więc panie Davis co się stało potem? - spytała spokojniej McGonagall.
- Potem, pani profesor, Luke Barkley i mój brat rzucili się na Rachel. Lecz, ona w porę odskoczyła wpadając na mnie. - mówił swoim tajemniczym głosem John. - Gdyby nie ja, Rachel miałaby kłopoty. Może mi tylko pani wyjaśnić co robi tu ten koleś?
Wskazał ręką na Alex'a nie patrząc na niego tylko na McGonagall siadającą za biurkiem w swoim fotelu.
- Do niego mam też sprawę, panie Davis. - syknęła McGonagall. - Odnoś się z szacunkiem do rówieśników.
Rachel siedziała cicho, przecież nic złego się nie stało w tym pociągu.
- Potem dowiedziałam się, że pani Collins zemdlała. - powiedziała cicho McGonagall.
- Co? - powiedział krótko wkurzony John patrząc na Rachel która odwróciła wzrok.
- No tak. Ale to nie było nic poważnego. - mówiła obojętnie Rachel. - Sonia i Lusi zasnęły, ja też poczułam się zmęczona i nagle zsunęłam się na podłogę.
- Panie Thomson, był pan przy tym? - zagadnęła szybko McGonagall.
- Tak. Rachel zrobiła się cała blada i sztywna, przez chwilę nie czułem jej oddechu... - mówił wyraźnie Alex.
- To nic poważnego. - powtórzyła zdecydowanie Rachel.
- Dobrze się czujesz? - spytała McGonagall.
- Może ma gorączkę? - spytał John patrząc na twarz Rachel.
- Oh, daj spokój wiem, że nic cię nie obchodzę, John. - wyrwało się Rachel.
Alex spojrzał na nią wymownie i odwrócił wzrok wpatrując się w sufit jakby było coś tam ciekawego. McGonagall poprawiła sobie okulary i podeszła do Rachel.
- Długa podróż, może faktycznie... - urwała bo w tej chwili weszła Diana, bez James'a.
- James powiedział, że mam tu wejść. - powiedziała obojętnie Diana, spojrzała nagle na Alex'a i Rachel. - A więc...
- No dobrze pani Johnson! Proszę mi opowiedzieć, co się stało, że zaatakowałaś, a raczej rozkazałaś zaatakować Rachel twoim przyjaciołom. - rzekła ostro McGonagall.
- Ah. To bardzo interesujące... Szłam sobie przez pociąg, szukałam pani z wózkiem z jedzeniem, byłam ogromnie głodna... - mówiła udając żal Diana.
- Do rzeczy. - rzekła szybko McGonagall.
- No... Zauważyłam Rachel z jakimś małym chłopcem, widziałam jak się nad nim znęca.. próbuje czarów na nim... Kazałam Luke'owi i James'owi zabrać jej różdżkę a ona ich zaatakowała. - mówiła udając oburzenie Diana.
- Łże jak pies. - warknął John. - Wszystko widziałem. O mały włos i Rachel by sobie roztrzaskała głowę o róg od półki. Gdybym nie skierował jej tak by upadła na mnie to by skończyło się rozbitą głową.
- Pani Collins. Może mi pani powiedzieć co dokładnie pani robiła na przechadce po pociągu? - spytała McGonagall.
- Ja, no...
- A nie mówiłam! Nawet nie umie się wysłowić. - syknęła Diana.
- Rachel wkurzyła się trochę na nas. - powiedział Alex ignorując Dianę.
- A czemu to panie Thomson miałaby się wkurzyć na was? - spytała McGonagall.
- No bo... - urwał i spojrzał na John'a. - Mówiliśmy o tym do jakiego domu chcemy należeć... Rachel spytała co myślimy o Slytherin'ie... Zaczęliśmy obrażać Ślizgonów i tak dalej. Rachel stanęła w obronie... w obronie... John'a... - w tym momencie John rzucił triumfalne spojrzenie Rachel, która udała, że coś ją swędzi za uchem i odwróciła głowę. - Wyszła z przedziału informując, że idzie się przejść.
- Więc Diano, postanawiam odjąć Slytherin'owi dziesięć punktów i również, - ciągnęła McGonagall ignorując wyraz oburzenia na twarzy Diany. -szlaban w sobotę i niedzielę u mnie, tutaj, w gabinecie. A teraz proszę wyjść. Tylko pan Thomson, proszę zostać.
Rachel wstała, była trochę zdenerwowana, nie wiedziała gdzie ma pójść, może już uroczystość się skończyła i wszyscy poszli do dormitorium do których nie znała drogi... Diana wybiegła najszybciej zbiegając po schodach. Rachel wyszła nie pewnym krokiem, tuż przed nią szedł John. Szła powoli wahając się, John nie odwracał się, poczuła zdenerwowanie jak zeszli ze schodów, John poszedł w inną stronę. A Rachel nie wiedziała gdzie pójść. Oh, no dobra! - myślała.
- John! Czekaj! - krzyknęła za nim Rachel.
- Tak? - spytał przymilnie John.
- Ja, ja nie wiem... Gdzie... - jąkała się Rachel.
- Spokojnie zaprowadzę cię do dormitorium Gryfonów. - powiedział jakby czytał w jej myślach.
- No bo ja nie wiem gdzie kompletnie iść. - powiedziała już trochę pewniej Rachel.
John poszedł do przodu a ona za nim.
- Na serio bawiłaś się w obrońcę Ślizgonów? - zaśmiał się John.
- Tak. Nie pasuje ci coś? - powiedziała trochę wkurzona Rachel.
- Nie nic. Po prostu... czasem Ślizgoni są nie do zniesienia. - rzekł nadal się uśmiechając John.
- Uhm. Chcę się ciebie czegoś spytać. - powiedziała nie pewnie Rachel.
- Słucham. - powiedział krótko John.
- Jesteś wężousty? - spytała cicho Rachel.
Przestraszyła się bo nagle chwycił ją za przedramiona i przycisnął do ściany.
- Co robisz?! -spytała oburzona Rachel.
- Masz swój dowód. - powiedział syczącym głosem John.
- Nie rozumiem. Jaki dowód? - spytała zdziwiona Rachel.
- Cześć Rachel. - powiedział nagle Alex przechodzący obok.
John odszedł szybko od Rachel uśmiechając się do niej szyderczo.
- Dobranoc Rachel... - powiedział tajemniczo John.
Rachel zaczęła masować swoje przedramię które zostało mocno chwycone przez John'a.
- Co wy tam robiliście? - spytał podejrzliwie Alex.
- Później ci wytłumaczę. - powiedziała szybko Rachel. - A od ciebie co chciała McGonagall?
- Pytała się o to czemu Tiara Przydziału się zawahała. Chciała mnie przydzielić do Slytherin'u... Ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie.
Rachel zamarła przez chwilę.
- Mnie też chciała, mówiła o moim podobieństwie do Potter'a... Zaczęłam ją prosić o Gryffindor i się zgodziła.
- Co? Do Potter'a?
---
Nudy. Mam nadzieję, że się spodoba.
Dobranox!
21:06 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz