wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 29. - ''Przez kłamstwa.''

- I jak? - spytał John.
- Znalazłem ją, a właściwie ona mnie. Skręciłem przez nią kostkę gdy wychodziła zza obrazu czarnego wilka. - powiedział szarooki blondyn.
- Co? Jaki obraz? Jaki wilk?! - pytał John.
- No cóż, wiele do opowiadania. - powiedział Scorpius. - A ja sam wszystkiego nie wiem.
Rachel siedziała między nimi.
- Po co uciekłaś? - spytał John.
- Chciałam odpocząć od ludzi. Powinnam się cieszyć z tego co słyszałam, bo w końcu nie jestem szlamą tylko czarownicą półkrwi, no ale...
- Ej, ej, ej. Przystopuj. - powiedział John. - Jak to nie jesteś szlamą?
- Ojeju. Nie chcę mi się tego tłumaczyć, spałam na trawie za obrazem, jestem mega zmęczona.
- Czy ty się dobrze czujesz? Jaka trawa? - spytał Scorpius.
- Kiedy indziej wam to powiem. A teraz idę po panią Pomfrey. - powiedziała Rachel wstając ale po chwili jednak jeszcze się na chwilę zatrzymała. - Ale mam jeszcze jedno pytanie.
- Hmmm? - spytał John.
- Co ty u licha robisz w skrzydle szpitalnym? - spytała Rachel.
- No... Musieliśmy coś wykombinować, żeby dojść do tego czemu zwiałaś. - powiedział Scorpius.
- Ehem... No i wymyśliliśmy gadkę, że mam omamy i drę się, że to pielęgniarki wina, że zniknęłaś. A potem Scorpius powiedział, że może mi się zrobi lepiej jak pani opowie jak było na prawdę. No to powiedziała co robiła od czasu gdy przyszła tu McGonagall i trójca, w składzie Hermiona, Ron i Harry, potem powiedziała, że po tej rozmowie zniknęłaś. I Scorpius pobiegł do... No właśnie do kogo?  - spytał John patrząc na Scorpius'a.
- No do Weasley'a. Powiedział mi. Poszedłem i zdałem się na instynkt. - powiedział Scorpius.
- No cóż. Więc dzięki wielkie, ale muszę się zmywać powiadomić pielęgniarkę, że wszystko jest dobrze i Scorpius skręcił sobie kostkę. - powiedziała Rachel i pobiegła do gabinetu pielęgniarki.
- Dzień dobry, pani Pomfrey, Scorpius... - zaczęła Rachel ale nie było dane jej dokończyć bo pielęgniarka, aż krzyknęła.
- O matko! Dziecko drogie! Nie uciekaj już tak więcej! Teraz się połóż a ja zawiadomię dyrektorkę! - mówiła pani Pomfrey.
- Ale pani Pomfrey! Scorpius ma skręconą kostkę, niech pani mu pomoże. - powiedziała Rachel.
- Skręcona kostka? To może poczekać, chyba, że mocno boli, to zostanę. - powiedziała pani Pomfrey.
- Taak, strasznie go boli. - kłamała Rachel, by tylko pielęgniarka zajęła się Scorpius'em. Wolała nie zaczynać tak prędko rozmowy z dyrektorką, tym bardziej, że była nią McGonagall.
- To zajmę się nim. - powiedziała pani Pomfrey.
Pani Pomfrey wyleciała z gabinetu a za nią Rachel.
- Boli kochanieńki? - spytała pani Pomfrey.
- Nie... Eee To znaczy taaak, bardzo. - powiedział Scorpius widząc minę Rachel zza pleców pielęgniarki.
- To zajmiemy się tobą. I żeby było jasne. Wy trzech zostajecie tu jeszcze jeden dzień. - powiedziała głośno i wyraźnie pani Pomfrey.
Rachel położyła się na jednym z łóżek obok John'a. Momentalnie zasnęła.

~*~*~*~

Obudziła się wieczorem.
- Śpicie? - spytała Rachel.
- Nie, tylko tak sobie leżymy, mamy zamknięte oczy i jesteśmy nieobecni duchem. - zironizował Scorpius przekręcając się na drugi bok.
- A tak na poważnie? - spytała Rachel.
- No dobra, nie możemy spać. - powiedział John za Scorpius'a.
- Ja dopiero się obudziłam. - powiedziała Rachel.
- Wiemy. - mówił Scorpius. - Przez cały czas chrapałaś.
- Ha-ha. A tak na poważnie? - spytała Rachel.
- No przecież jasne, że nie. - powiedział Scorpius.
Nagle do pomieszczenia wpadła szóstka osób.
- Do jasnej... Co tu się dzieje? - spytał John.
- Przyszliśmy...bo... dowiedzieliśmy... się, że... znaleźli cię. - wydyszała Sonia.
- Ej, a my jesteśmy niewidzialni?! - spytał Scorpius.
- No cześć. - powiedziała Lusi.
- Heej. - przywitali się Ślizgoni machając każdemu ręką, ale przy Albusie się zatrzymali.
- A on co? - spytał John.
- Też jest w waszej bandzie? - spytał Scorpius.
- A żebyś wiedział. - prychnęła Kate.
- Wiecie co... Wymyślę każdemu jakieś przezwisko, będzie fajnie, i tak mi się już nudzi. - powiedział John.
- Ja chce wymyślać! - krzyknął Scorpius.
Ślizgoni zaczęli się wykłócać, a Rachel kontynuowała rozmowę.
- Co tam u was? - spytała.
- CO TAM U WAS?! Kobieto! Martwiliśmy się! - wykrzyczał Alex.
Rachel gdy oprzytomniała, i dowiedziała się kto to powiedział zrozumiała, że musiała ich nieeeźle przestraszyć skoro Alex się o nią martwił.
- Aż tak bardzo? - spytała Rachel i spojrzała na pozostałych.
- Nawet nie wiesz... - powiedziała Lusi.
- No dobra, ale miałam powód. - powiedziała Rachel.
- Chodzi o to, że podobno nie jesteśmy mugolskiego pochodzenia? - spytała Sonia.
- Cooo? - spytał Max.
- Zapomnieliśmy wam powiedzieć z Lusi. No przepraszam, ale teraz zadałam pytanie i czekam na odpowiedź. - powiedziała Sonia.
- Tak. Przecież mnie znasz, wiesz, jak nienawidzę kłamstw. Nie rozumiem czemu tego nam nie powiedzieli wcześniej. - powiedziała Rachel.
- Tak. Podchodzi do ciebie McGonagall i gada: ''Panno Collins informuję panią, że nie jest pani mugolem i przez cały czas panią okłamywaliśmy.'' - wtrącił się John świetnie naśladując głoś McGonagall.
- No cóż. Tak czy inaczej nie mogę uwierzyć.
- Noo. Ja też. - powiedziała podekscytowana Sonia. - Jest! Jestem czarodziejką i do tego czystej krwi!
- Czysta? - spytał John.
- Rachel i Lusi są półkrwi. - powiedziała Sonia.
- To wyjaśnia sprawę z metamorfomagią... Tego tak po prostu nie możesz odziedziczyć po jakimś starym przodku, musi to być taki ktoś jak ojciec czy matka. - powiedział Max.
- Ale moja mama nie zmienia koloru fryzury czy oczu gdy się wścieka lub smuci. - powiedziała Sonia.
- Czekaj, czekaj... - powiedziała Rachel po czym się zamyśliła. - Na twojego ojca zostało rzucone zaklęcie Obliviate.
- To może także zapominając o swych mocach utracił zdolność metamorfomagii? - spytał Scorpius.
- Tylko potężny czarodziej mógłby to spowodować. - powiedział Max.
- Ale nadal czegoś nie rozumiem. - powiedziała Rachel.
- Czego? - spytał Albus, który na początku stał w cieniu.
- Ty się zamknij, dorośli rozmawiają. - warknął John.
- Dlaczego nasi, dziadkowie... pradziadkowie... nie chcieli by ich dzieci wiedziały cokolwiek o tym, że są czarodziejami? Przecież moi przodkowie byli ze Slytherinu! A znając Ślizgonów, to by była ostatnia rzecz jaką by chcieli.
- Dzięki Rachel. Bo nas tu w ogóle nie ma. - powiedział Scorpius.
- Może to... A ile wasi dziadkowie by mieli teraz lat? Tak na oko. - spytał Max.
- Chyba tak między 80 a 90. - powiedziała Lusi.
- No tak. - przyznały Rachel i Sonia.
- A wasi rodzice ile mają teraz lat? - spytał Max.
- Około czterdzieści? - spytała Sonia.
- Tak. - powiedziała Lusi.
- To jest przecież jasne. Żyli w strachu przed Voldemort'em. - powiedział John.
- To już wyjaśnione. - powiedziała Rachel.
- My już pójdziemy, mijaliśmy panią Pomfrey na korytarzu, chyba szła do McGonagall. - powiedziała Kate. Wszyscy szybko wyszli i w skrzydle została sama Gryfonka z dwoma Ślizgonami.
- Jakby ktoś na pierwszym roku mi powiedział, że będę leżeć w skrzydle szpitalnym, bo ''uratowałem'' pewną Gryfonkę i na dodatek ją przytuliłem, to wysłałbym go na leczenie do Świętego Munga. - powiedział Scorpius przez co Rachel mimowolnie parsknęła śmiechem.
- Przytulałeś Rachel? - spytał John który po chwili zaczął się śmiać bez opamiętania.
Rachel rzuciła poduszką w jego twarz i wystawiła język gdy na nią spojrzał.
- Przegięłaś. - powiedział John. - Mam ci znowu złamać nos?
- Nie złamałeś mi go, nie jesteś na tyle silny, tylko mi go obiłeś. - powiedziała Rachel.
- Wszystko jedno i tak pożałujesz. - powiedział John, wziął poduszkę którą w niego rzuciła i wstał.
- Scorpius! Pomocy! - powiedziała Rachel gdy John zaczął ją okładać poduszką po twarzy.
- Przepraszam ale tymczasowo nie jestem w stanie chodzić. - powiedział Scorpius i po chwili bardziej się rozłożył na swoim łóżku.
Usłyszeli kroki. Zapewne McGonagall i Pomfrey. John odskoczył do swojego łóżka, a Rachel  wzięła swoją poduszkę i szybko się na niej położyła. Po chwili drzwi się otworzyły i wleciała McGonagall.
- Panno Collins, proszę natychmiast mi wytłumaczyć czemu pani uciekła! - rozkazała McGonagall.
- Przez kłamstwa. - powiedziała Rachel.
---
W ostatnich rozdziałach miałam sporo błędów. Poprawiłam je oraz oznajmiam, że postaram się nie robić już takich głupich błędów. ;)
Zapowiada się sylwester u Lusi z Sonią i Kate a chłopaków nie zaprosimy? xd
17.30

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 28. - Łzy

Scorpius wywalił się na posadzkę bo obraz nagle na niego ruszył. Rozcierał sobie kostkę i jęczał.
- Scorpius! - powiedziała zdziwiona i przestraszona Rachel która wyłoniła się zza obrazu.
- Rachel! Nawet nie wiesz jak wszyscy się denerwowali. - powiedział Scorpius i wstał, lecz szybko tego pożałował bo upadł z powrotem. - Ała...
- Coś ci się stało? - spytała Rachel.
- Chyba skręciłem sobie kostkę gdy otwierałaś to TAJNE przejście. - powiedział Scorpius i zrzucił pytające spojrzenie. Rachel tylko przewróciła oczyma i podała mu rękę.
- Chodź, pójdziemy do skrzydła szpitalnego... - powiedziała Rachel.
Scorpius chwycił rękę i podciągnął się, wyczuł, że Rachel o mały włos by się nie przewróciła pod jego ciężarem.
- Wyglądasz okropnie. - powiedział Scorpius patrząc na Rachel. Miała nie uczesane włosy, podpuchnięte oczy, zimne ręce, była blada i miała na sobie szlafrok, a pod spodem zapewne piżamę.
- Czyli jak zwykle po spaniu. - powiedziała Rachel. - Scorpius widzę, że nie możesz chodzić.
Scorpius próbował iść trzymając się poręczy ale kulawił i jęczał od czasu do czasu.
- Dam... dam sobie radę. - mówił Scorpius. Przecież nie będzie wymiękał przed Gryfonką.
- Chodź, podtrzymię cię, chyba, że twoja Ślizgońska duma ci na to nie pozwala. - powiedziała Rachel.
- Ehh. Niech ci będzie. - powiedział Scorpius i trzymał się jedną ręką poręczy schodów po których schodzili a drugich ramienia Rachel. Modlił się w duchu by Ślizgonom z jego rocznika skończyła się przerwa.
- Zabawne...
- Co jest zabawnego w tym, że mam skręconą kostkę? - zapytał.
- Zabawne, że teraz to ja cię muszę dźwigać. Pamiętasz jak John złamał mi nos na błoniach? Wtedy jeszcze nas nie lubiłeś.
- John był bardzo zdenerwowany, ja też. Potem mi powiedział o was wszystko, to jacy jesteście, o twoim darze...
- Jakim darze?
- Jesteś w końcu wężousta. - powiedział Scorpius.
- No tak, ale ty i John jesteście również, to ciekawe kto jeszcze w Hogwarcie jest, skoro...
- Tylko my. To dzięki temu darowi jesteśmy przyjaciółmi, trzymaliśmy się razem od momentu kiedy go odkryliśmy, polubiliśmy się i... dlatego tak bardzo chciałem wam pomóc gdy chcieliście latać na miotle. Czułem, że zdołam się z tobą zaprzyjaźnić i wspierać w tym...
- W czym? To przecież nic takiego.
- Gdy wszyscy się dowiedzą, to nie będzie takie proste.
- Ale Diana już wie, więc... pewnie się wygadała. - powiedziała Rachel.
- Nie martw się. A jak ktoś będzie ci dokuczał to wiesz... - pokazał na siebie i zrobił poziomą kreskę swoją ręką przy swojej szyi.
- Ta. - powiedziała Rachel.
- Pogadajmy o tym czemu uciekłaś ze skrzydła...
- To nie ważne. - powiedziała przez zaciśnięte zęby Rachel.
- Słuchaj, już wiem wszystko co zaszło. Razem z John'em straciliśmy cały dzień lekcji by do tego dojść.
- Gratuluję. - prychnęła Rachel. - Przynajmniej ktoś się o mnie martwi, Sonia mnie nie szukała?
- To ona nam tak kazała zrobić, chyba wiedziała, że nie ma to dla nas znaczenia czy będziemy na lekcjach czy nie.
- Szokujące nie? Takie kłamstwo.
- Tak... Rozumiem jeżeli chcesz coś rozwalić ze złości, wykrzyczeć to wszystko jakie to niesprawiedliwe, chcesz to nawet mnie uderz i zrzuć ze schodów...
Rachel przytuliła Scorpius'a i się rozpłakała. Scorpius był nieco zaskoczony sytuacją, ale nie odepchnął niej. Nie spodziewał się takiej reakcji, ale dziewczyny to jednak dziewczyny.
- Spokojnie...
- Dzięki, że jesteś, Skorpionie... Potrzebuję przyjaciół, w końcu jestem taka słaba, że aż płaczę dlatego, że ktoś mnie okłamał...
- Słuchaj... Łzy to nie oznaka słabości, lecz prawdziwej siły, którą każdy skrywa w sobie... płaczesz gdy próbujesz być silna, ale do końca nie wiesz jak. - powiedział Scorpius, nie wiedział dokładnie z kąd mu to przyszło do głowy.
- Dzięki jeszcze raz Scorpius. - powiedziała Rachel, puściła go, a on automatycznie chwycił się poręczy. Rachel wytarła oczy i nagle schody zmieniły kierunek. Pod wpływem gwałtownego ruchu schodów, Rachel chwyciła się poręczy.
- Chodź. - powiedziała Rachel i pociągnęła Scorpius'a w stronę skrzydła szpitalnego.
Gdy weszli do środka, na łóżku leżał John. Rachel pomogła dojść Scorpius'owi do łóżka obok niego, a ona sama usiadła na krześle między nimi.
---
17:04

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 27. - ''...Hogwart ma wiele tajemnic''

Rachel szybko się obudziła. Spojrzała do góry, tym razem na suficie było jasno i świeciło słońce. Szybko wstała, miała zamiar wyjść ale szybko się rozmyśliła, w końcu jest w szlafroku, uczniowie pewnie chodzą po korytarzach. Po prostu wspaniale. Westchnęła i spojrzała na lasek, musi czekać do, co najmniej, północy.

~*~*~*~

Sonia patrzyła na stół nauczycielski, aż McGonagall nie podniosła się i nie zabrała głosu.
- Dzień dobry wszystkim! Najpierw chcę was poinformować, że szkole nic nie grozi, morderca siedzi w Azkabanie. To był William Gumpert. - na te słowa Sonia mimowolnie wstała.
- CO?! - wrzasnęła.
- Sonia siadaj... - powiedziała Kate.
Do Soni podeszła Hermiona i starała się ją uspokoić.
- Sonia, wiemy kto to był dla ciebie, a teraz postaraj się uspokoić, wyjaśnimy ci to. - powiedziała Hermiona i usiadła się obok niej. Alex, Max, Lusi, Kate i Albus patrzyli tylko na nią.
- Kontynuując. Mamy też złe wieści. - oznajmiła McGonagall. - Rachel Collins zniknęła, nie ma jej od około drugiej w nocy. Szukaliśmy jej po całej szkole i będziemy szukać dalej. A teraz proszę udać się na lekcje.
Sonia wściekła wstała i się rozejrzała, natrafiła na spojrzenie dwóch Ślizgonów. Twarz Scorpius'a była zdziwiona a zarazem wkurzona i wpatrzona w nią, twarz John'a była zdenerwowana. Sonia przekazała im jednym spojrzeniem o co jej chodzi. Scorpius tylko kiwnął głową i wstał ciągnąc za sobą John'a. Lusi i Kate poszły czym prędzej na lekcje, one nigdy się nie spóźniały. Albus poszedł w swoją stronę a one w swoją. Alex i Max czekali cierpliwie na Sonię.
- Panno Grimmie, przyjdź do mnie po lekcjach. - powiedziała pojawiając się znikąd McGonagall.
- Dobrze. - powiedziała wściekła i poszła z chłopakami na lekcję.

~*~*~*~

- Gdzie mnie ciągniesz? - spytał John.
- Dziś odpuścimy sobie zajęcia, idziemy szukać Rachel. - powiedział Scorpius.
- Podobno cały Hogwart przeszukali... Nie możliwe jest to, że jeszcze gdzieś tu jest. - powiedział.
- A Pokój Życzeń? A może nawet Komnata Tajemnic. A może coś innego... Hogwart ma wiele tajemnic. - odpowiedział Scorpius.
- Czytałeś historię Hogwartu? - spytał zaskoczony John.
- Ahh... Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. - rzekł Scorpius.
- Zaczynam się ciebie bać Skorpionie. - powiedział udając strach John.
- Nie wygłupiaj się.
- Czy my zawsze, gdy Rachel ma kłopoty, musimy ją z nich wyciągać?! - spytał lekko oburzony ale i rozbawiony John.
- Daj spokój ''Panie Idealny''. - zaśmiał się Scor.
- Gdzie najpierw idziemy? - spytał John.
- Pokój Życzeń. Później pójdziemy przepytać panią Pomfrey kiedy ostatnio ją widziała i co wtedy się działo. - powiedział Scorpius. - Może to mieć związek ze zniknięciem.
- Jasne ser! - powiedział John i zasalutował.
- Dobra, teraz pomyślmy o czymś gdzie Rachel mogła się udać. - powiedział Scorpius gdy stanęli przy ścianie gdzie pojawiało się wejście do Pokoju Życzeń.
- Ona jest... hmm... A może... nie... Albo..! Dobra, dajmy se z tym spokój, wcale jej nie znamy tak dobrze jak Sonia czy Lusi. - powiedział John zrezygnowanym tonem.
- Ja na jej miejscu udałbym się do miejsca wolnego od smutku, rozpaczy... Gdzieś gdzie można się odizolować od innych. Na przykład... las? - spytał Scorpius.
- Powtórzę to jeszcze raz i zapewne nie ostatni...Zaczynam się ciebie bać Skorpionie. - powiedział John. - A z kąd możesz mieć absolutną pewność, że tam chciała się udać?
- Pomyśl. Przemiła Diana Johnson zaatakowała ją, męcząc, znęcając się nad nią... No nie wiem ja bym chciał uciec od szarej rzeczywistości i od człowieka, który sprawił, że stała się szara i okropna.
- No tak. Ale czy ty jesteś pewny, że to będzie las? A może... łąka... biblioteczka... jakiś przytulny pokoik z kominkiem albo... - John zaczął wymieniać miejsca na palcach gdy nagle urwał spoglądając na Scorpius'a jakby przyszło mu na myśl coś oczywistego.
- Człowieku! Czemu na to nie wpadłem to takie oczywiste! - powiedział Scorpius jakby czytając mu w myślach. - Chce być wolna...
- ...od kłopotów...
- ...i ludzi...
- ...ma tego dość...
- ...chce się wyżyć...
- TO PRZECIEŻ JASNE, ŻE ZACHCIAŁO JEJ SIĘ LATAĆ NA MIOTLE. - powiedział John.
- W końcu to lubi. - powiedział Scorpius. - No i jest w tym niezła.
John i Scorpius chodzili przy ścianie myśląc o jakimś dużym miejscu z miotłami. Lecz nic się nie wydarzyło. Pustka.
- Cholera! - powiedział wściekły Scorpius.
- Czemu nic się nie dzieje? - spytał John.
- Zapewne ktoś jest w Pokoju Życzeń.
- To idziemy do pani Pomfrey! - powiedział John i ruszył korytarzem. Scorpius przez chwilę patrzył podejrzliwie na ścianę ale poszedł za przyjacielem.
Po pokonaniu trasy doszli do pani Pomfrey. Ta się zdziwiła przybyciem chłopaków, w końcu są lekcje, na szczęście oni w drodze obgadali plan gdyby coś się nie udało.
- A wy co tu robicie? - spytała pani Pomfrey.
- John się źle poczuł i ma omamy. - powiedział Scorpius na co John zaczął się rozglądać po skrzydle jakby coś go przerażało. - I przy okazji gada coś o kłamstwie, jakiejś winie po stronie pielęgniarki, że to Rachel zniknęła.
- O wielkie nieba! - powiedziała pani Pomfrey. - Połóż go na łóżku.
- Niech pani mu wytłumaczy co się działo z Rachel przed zniknięciem, to może się uspokoi. - powiedział Scorpius udając zmartwienie.
- Słuchaj kochaniutki, Rachel spała sobie spokojnie do chwili gdy nie przynieśli poszarpanego Chris'a, wymówili kilka zdań, zapewne panna Granger ją obudziła przychodząc z wiadomością z Ministerstwa do Potter'a, Weasley'a i pani dyrektor... Gdy zerknęłam na łóżko Rachel po wyleczeniu jego ran jej już nie było i wezwałam z powrotem dyrektorkę. - powiedziała pani Pomfrey do John'a, który zaczynał się normalnie zachowywać.
- Dziękuje, poczułem się lepiej. - powiedział John. - Mogę już iść...
Zaczął wstawać ale pani Pomfrey zagrodziła mu drogę.
- Nie kochany. Zostaniesz tu, ja ci podam eliksir na omamy i inne takie, a pan Malfoy uda się z powrotem na lekcje. - powiedziała pani Pomfrey.
- Jasne... - powiedział nieco zdezorientowany John.
- To ja idę. Sam sobie dam radę. - powiedział przez zaciśnięte zęby Scor.
Scorpius wybiegł na zewnątrz. Chwilę się zastanowił. ''Chris, Hermiona, Harry, Ron, McGonagall, Rozmowa, Wiadomość z Ministerstwa''. Może po tym Rachel zaczęła się denerwować i wyszła ze skrzydła. Teraz wiedział tylko jedno, musi iść do Hermiony lub Rona spytać się o to co zaszło. Wiedział, że Ron może go potraktować mniej ufnie, a Hermiona może od razu wygonić Scorpius'a na lekcje, Potter pewnie zrobiłby to samo, a dyra to szkoda gadać. Lecz Hermiona podobno przyszła z wiadomością z Ministerstwa, więc nie słyszała rozmowy, ale może... no tak... ''może''. Najlepiej będzie udać się do Rona i będzie po wszystkim. Scorpius szedł cicho uważając na Filch'a i nauczycieli. Na szczęście Ślizgoni akurat nie mieli lekcji, tylko przerwę. Scorpius odetchnął i poszedł szukać spokojnie sympatycznego rudego przyjaciela. Po około dziesięciu minutach znalazł go i zaczepił.
- Panie Weasley! - powiedział Scorpius.
- Tak panie... - zaciął się gdy zobaczył kto przed nim stoi, zapewne nadal nie akceptował Malfoy'ów - panie Malfoy? - wycedził przez zęby.
- Chciałem pana najpierw bardzo przeprosić za oszukanie pana... wtedy... no wie pan... - Malfoy umiał doskonale grać swoją rolę, udawał smutnego chłopaka, który popełnił największy błąd swojego życia.
- Co się stało to się nie odstanie. Więc... tyle?
- Mam jeszcze pytanie. - powiedział udając nieśmiałego chłopczyka, Malfoy.
- Tak?
- O czym pan...pan... rozmawiał tej nocy w której zaginęła... Rachel Collins z... panem Potter'em i panią ...McGonagall. - spytał wahając się Scorpius.
- To chyba nie pańska sprawa, panie Malfoy.
- Ależ to bardzo ważne, staram się pomóc. Chyba wtedy będę mógł pomóc wam ją odnaleźć. - odpowiedział z nadzieją. Ron tylko zmierzył go zdziwionym spojrzeniem i zlitował się.
- Panie Malfoy, rozmawialiśmy o czystości krwi pańskich koleżanek. Czyli Soni Grimmie, Lusi Morgan i właśnie Rachel Collins.
- Ale... jak to?
- To, że nie są mugolami. - powiedział Ron.
- JAK? - spytał Malfoy.
- Lusi jest półkrwi tak jak i Rachel. Sonia jest czystej krwi. Nie wiedzą o tym.
- Sądzę, że Rachel się dowiedziała... Rozmawialiście a ona to słyszała, pewnie się nieco zdenerwowała i zwiała. Gdyby ktoś przede mną to ukrywał byłbym bardziej smutny, niżeli zły.
- Tak?
- Byłbym smutny, że ktoś przede mną ukrywa coś tak dla mnie ważnego.
Scorpius bez zastanowienia pobiegł do drzwi skrzydła szpitalnego i przystanął. Odwrócił się plecami do drzwi i spojrzał do przodu, starał się myśleć jak Rachel. Zamknął oczy i wyobraził sobie chwilę gdyby znalazł się w jej sytuacji. Jednocześnie smutek i szczęście, o tak. Satysfakcja, że ktoś z jej rodziny jest czarodziejem, ale i smutek bo ktoś przed nią to ukrywał. Chce uciec najdalej od tych kłamstw, najdalej jak to możliwe. Scorpius szedł przez korytarze, wchodząc po schodach wysoko do góry, tak długo aż nie zaciekawił go pewien obraz. Czarny wilk w złotej ramie, wielkie obraz idealnie robiący za drzwi do jakiegoś tajnego przejścia! Tak! Ale... Co to piszę tutaj na tej ramie?! Jakieś Runy...
 Całe szczęście, że ojciec nauczył go przez wakacje jak je odczytywać. ''Jedna szczera łza a zaprowadzę cię do najpiękniejszego miejsca jakie znam''. Rachel mogła wtedy płakać, zastanawiał się przez chwilę jakby tu zmusić się do płaczu, ale nie zdążył już tego zrobić.


---
Jutro może napiszę jakieś fajne świąteczne opowiadanie z Harry'm i Ginny w zakładce ''Specjalne Opowiadania''.
A tak poza tym!
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
22:00

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 26. - Obraz z czarnym wilkiem

Rachel obudziła się w środku nocy i zamrugała kilka razy, na początku nie wiedziała czemu tu jest, lecz nagle jej się przypomniało. Westchnęła i przekręciła się na drugi bok, nie czuła już bólu, te leki są na prawdę dobre. Nie była zmęczona, nie chciała spać więc wpatrywała się w ciemność aż nagle usłyszała kroki i otwieranie drzwi. Szybko zamknęła oczy udając, że śpi.
- Biedak, dobrze, że żyje... Pan Cleveland był bardzo podrapany, jednak już wiemy, że ten zabójca to animag, a może się zmieniać w sowę. - mówił znajomy jej głos Potter'a.
- A więc ten wąż co rozmawiał z panną Collins mówił prawdę? - spytała przerażona McGonagall.
- Najwidoczniej. Ale co ma znaczyć to, że nie są mugolami? - spytał po chwili Ron.
- Ona i jej przyjaciółki mieli w rodzinie czarodziejów, same o tym nie wiedzą. Panna Collins miała w rodzinie czarodziei. Jej pradziadkowie uczyli się w Hogwarcie, trafili do Slytherin'u tak samo jak ich córka, czyli babcia panny Collins. Jej syn został zamordowany, a jego żona nic nie wiedziała o zdolnościach męża. Tak się składa, że kuzyn mamy Rachel też uczęszczał do Hogwartu. Rachel jest czarownicą półkrwi. Panna Grimmie zaś jest czystej krwi, jej dziadek postąpił tak jak babcia Rachel. A jest czysta bo jej matka ożeniła się nieświadomie z czarodziejem na którego dziadek Soni rzucił zaklęcie Obliviate by nie powiedział nic jego córce, a następnego dnia zaginął zadrapany bardzo mocno przez sowę i zagryziony przez psa, zapewne animagów. Lusi miała nieco podobną sytuację, ale jest półkrwi. Na jej ojca zostało rzucone zaklęcie Obliviate przez jego rodziców. - wytłumaczyła McGonagall. Rachel zaś przygryzła sobie wargi i puściła kilka łez. Nagle przypomniała sobie o William'ie i jego patronusie - sowie.
- To jest bezprawny animag, nie ma nikogo zapisanego w ministerstwie kto mógłby zamieniać się w sowę. - nagle weszła Hermiona. Nagle Rachel wstała bo bała się usłyszeć więcej wymknęła się najciszej jak umiała otwartymi przez Hermionę drzwiami, a to, że było ciemno nikt jej nie zauważył. Czemu oni ukrywali to przed nimi? - zastanawiała się, chciała się rozpłakać ze szczęścia i ze smutku jednocześnie. A co jeśli William jest zabójcą? - myślała idąc korytarzem w swoim szlafroku i rozczochranych włosach, wyglądała jak bezdomna. Patrzyła na obrazy na których namalowane postacie spały słodko. Szła jak najdalej od skrzydła, nie wiedziała ile schodów pokonała, nie wiedziała ile już idzie, nie wiedziała która jest godzina, gdzie pójdzie i kiedy wróci. Otarła sobie łzy ręką. Spojrzała na portret oświetlony pochodnią. Wielki czarny wilk, Rachel zawsze miała zamiłowanie do wilków, interesowała się nimi, były jej ulubionymi zwierzętami. Przejechała po płótnie ręką którą wytarła se łzy, pogłaskała tak jakby wilka a on otworzył ślepia i spojrzał na nią dumnie. Rachel patrzyła na niego z zachwytem. Nagle portret się ruszył ukazując jej pomieszczenie. Zaskoczona lekko odskoczyła do tyłu ale potem weszła i rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu w którym rozświetlało coś do góry. Rachel spojrzała do góry i zobaczyła gwiazdy i księżyc. Machnęła różdżką, którą na szczęście miała w kieszeni i szepnęła Lumos. Pokój się rozświetlił i Rachel ujrzała pokój wyglądający jak las, ciemny, fantastyczny, tajemniczy. Podłoga, ściany i sufit były zarośnięte a dalej stały drzewa, pokój był średniej wielkości ale za to był wysoki. Przez chwilę zastanawiała się czy na prawdę nie wyszła na zewnątrz. Położyła się na zaskakująco ciepłej i wygodnej trawie i patrzyła na gwiazdy. Niebo ją fascynowało tak jak las czy wilki, ta dzikość, ta natura i wolność. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy patrzyła na gwiazdy zapadała się w świat marzeń, kochała to robić, często nie spała przez kilka godzin i patrzyła na gwiazdy. Jednak teraz widziała więcej niż jakieś tam gwiazdy na niby niebie widać było także planety. Pokój nagle zdawał się być większy i bardziej realistyczny. Zasnęła.

 ~*~*~*~

Lusi szykowała się już do wstania, zaraz miały zacząć się lekcje. Spojrzała na Sonię, która jeszcze śpi.
- Soniaaa. Wstawaj. - mówiła Kate, która również niedawno wstała. 
- Nie mam ochoty. - wymamrotała Sonia. 
- Pójdziemy na śniadanie, może czegoś się dowiemy? - spytała Lusi.
- Ale o czym? - spytała Kate.
- Jak to o czym? - powiedziała Sonia. - Pamiętasz wczorajszą noc u McGonagall? Musiałam tam lecieć bo znów mi się coś przyśniło. Tym razem podobno przeżył.  

(wspomnienie)

Ktoś jest na korytarzu, jakiś chłopak, z Gryffindoru. Idzie do wierzy nagle zza rogu atakuję go. Trzepoczę skrzydłami i rozrywam twarz, ręce na strzępy, wszędzie krew.
- Jeju! - krzyknęła Sonia.
- Co jest? - spytała Kate.
- Idziemy do McGonagall! Kolejny sen! - zawołała i ubrała szybko szlafrok. 
- Dobra. - powiedziała zmęczona Lusi i razem z Kate wstały i pobiegły za nią. Biegły szybko, byleby dostać się jak najprędzej do gabinetu. Już są. McGonagall biegnie przez korytarz z różdżką i Potter'em, a Lusi, Sonia i Kate idą za Hermioną z powrotem do dormitorium. 

(koniec wspomnienia)
- No i jest jeszcze Rachel. - powiedziała Lusi.
- No. - przytaknęła Kate.
Dziewczyny błyskawicznie się ubrały i uczesały a gdy wyszły czekali na nie już chłopacy. 
- Dobra chodźmy. - powiedział Max i poprawił sobie krawat.
Wyszli przez portret Grubej Damy i skierowali się do Wielkiej Sali. Sonia spojrzała na stół Gryfonów i sprawdzała kogo tam brakuje - Chris Cleveland.
- Nie ma Chris'a. - szepnęła na ucho Kate.
- Aha... - odpowiedziała.
- Rachel też jeszcze nie ma. - oznajmiła Sonia.
- Szkoda. - powiedział Alex. - A wiecie jak się czuje? 
- Nikt nie rozmawiał z nią długo. Idź spytaj Malfoy'a jak chcesz bo oni se gadali. - powiedział zdenerwowany Max.
- A temu co? - spytała Sonia Alex'a.
- Zachowuje się tak od rana. - oznajmił.
Sonia rozejrzała się wokół, przy stole Ślizgonów nie było John'a i Scorpius'a. Minęli rozgadaną Rose Weasley i Albusa Potter'a. 
- Hej. - powiedział Albus i pomachał Lusi. 
- Cześć. - odpowiedziała. 
- Z kąd ty go znasz? - spytał ją Max.
- Raz gadaliśmy w bibliotece... Z resztą nie ważne. - powiedziała.
Usiedli wreszcie przy stole Gryfonów i zaczęli jeść. Sonia zjadła tylko jedną kanapkę i czekała na jakieś wiadomości, patrzyła jak McGonagall rozmawia niespokojnie z Harry'm Potter'em. Lusi i Kate rozmawiały z Albus'em bo usiadł się z nimi. Alex i Max dyskutowali na temat quidditch'a. Alex ciągle mówił, że to bzdury, a Max mówił, że to fantastyczna rzecz. Zapowiadał się długi dzień.

---
 13.36

środa, 16 grudnia 2015

Rozdział 25. - Serpensortia

Scorpius odruchowo puścił ramię Rachel przez co upadła na podłogę a John próbował ją podtrzymać.
- Scorpius'ie! John'ie! Co w waszym dormitorium robi Gryfonka?! - spytał ostro Draco.
- ... Ktoś ją pobił i podrzucił nam do pokoju. - odpowiedział Scorpius.
- Podejrzewam kto to był. - syknął John.
- Pomóżcie wreszcie. 
- Uhm. Tak, tato, ona jest wężousta. - powiedział Scorpius i pomógł wstać z powrotem Rachel.
- Ja ją zaprowadzę do skrzydła szpitalnego, a wy macie iść do McGonagall, natychmiast! - powiedział pewnie Draco.
- Tak. - powiedział posłusznie Scorpius i puścił Rachel z powrotem na podłogę a ta mu posłała minę jakby chciała powiedzieć: ''Serio?!''. Draco chwycił Rachel za ramię i podniósł, w końcu po co miałby się męczyć z targaniem Gryfonki za sobą, jak może użyć siły i zanieść ją do skrzydła by mieć to z głowy? Mijając grupę Ślizgonów patrzących z zaciekawieniem na tą sytuację, Rachel traciła siły i przypominała sobie wydarzenia z tamtej bójki.

(wspomnienie)

Rachel ciągnięta przez James'a i Luke'a nie miała szans na ucieczkę, torba została przy Pokoju Życzeń, miała nadzieję, że jej przyjaciele zauważą jej zniknięcie i pójdą jej szukać.
- Będziemy mieć to z głowy. - mówiła Diana, która szła na przodzie co chwilę sprawdzając czy ktoś jest za rogiem. Wtedy Rachel kopnęła Luke'a i uderzyła go w twarz z pięści. Ten jęknął i zasłaniał swoją buzię. James zaś przywarł Rachel do ściany i próbował utrzymać, ale teraz mu to nie wychodziło. Rachel wymknęła mu się, ten odskoczył by nie oberwać, ale Rachel była szybsza i zdzieliła mu w twarz. Bez różdżki czuła się bezbronna i zaczęła się bronić użyciem siły. Diana patrzyła na nią z uśmieszkiem pełnym rozbawienia. Czy ona wie, że Rachel stoi przed nią? Bez różdżki? Silniejsza od jej samej? Zaczęła jednak się śmiać, wyciągnęła różdżkę i rzuciła krótkie zaklęcie: Serpensortia. A przed Rachel pojawiła się wielka żmija. Luke i James którzy stali z tyłu uciekli przerażeni. Rachel wpatrywała się w węża dziwnie spokojna, Diana to zauważyła i podniosła różdżkę wyżej a wąż ruszył do przodu.
- Nie zbliżaj się! - syknęła Rachel. Diana stała wpatrzona w nią równocześnie przerażona i wkurzona. A wąż zatrzymał się i spojrzał na Rachel.
- Zbliża się koniec. Może i nie jestem prawdziwy i powstałem z zaklęcia, ale wiem więcej niż się wam wydaje. - syczał wąż. - Czarny Pan nie powrócił... ale jednak zastąpił go równie dobry czarnoksiężnik, a wy wkrótce przekonacie się, że historia się powtórzyła. Niemożliwe jest to, że ktoś włamał się do zamku? Dla animaga to pestka. Ostrzegam cię tylko dlatego, że nie jestem po ich stronie. Do szlamy nigdy bym się nie odezwał, żadem mugolak nie może rozmawiać z wężami, a ty i twoje przyjaciółki nie jesteście nimi. 
- Skąd możesz wiedzieć? Jesteś tylko... 
- Wężem. Odpowiem na twe pytania. Ale najpierw odpowiedz mi na moje... 
- Dobrze.
- Dlaczego nie zdziwił cię fakt, że nikt nie przyszedł wam wyjaśnić co to Hogwart i dlaczego dostaliście listy? Przecież zwykle tak bywało u szlam... 
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam...
- Bo widzisz, może udasz się z przyjaciółkami do McGonagall i wszystko się wyjaśni. Miło się z tobą rozmawiało, ale zaraz mój żywot dobiegnie końca. 
- Zaczekaj, miałam zadać ci pytanie. 
Nagle Diana rzuciła zaklęcie i wąż zniknął, Rachel wpatrywała się długo w miejsce gdzie zniknął wąż i rozmyślała nad tym co jej powiedział. Starała się zapamiętać każde słowo i pobiec do McGonagall, jednak zapomniała, że tutaj jest także Diana, Rachel zorientowała się dopiero wtedy gdy Diana cicho coś mruknęła i przez ciało Rachel przeszedł dreszcz. Jakaś klątwa.
- Co ze mną zrobiłaś? - zasyczała Rachel. Zaraz, zaraz, czemu jeszcze mówię mową węży? - zastanawiała się Rachel, już wiedziała kiedy tym zaczyna mówić.
- Sycz, sobie sycz w tym parszywym języku, ale już nic nie zaradzisz! DRĘTWOTA! - krzyknęła Diana a Rachel odskoczyła uderzona zaklęciem i upadła na posadzkę. Ogłuszyła ją . Po chwili Rachel była związana, a Diana maltretowała ją, waląc po twarzy, rzucając jakieś zaklęcia i inne takie. Potem pamiętała tylko ciemność, krzyk, ból i John'a który uwolnił ją z szafy.

(koniec wspomnienia)

Gdy to wszystko sobie przypomniała, leżała już w skrzydle szpitalnym a nad nią stali: McGonagall, Draco, Harry, Ron, Hermiona, Scorpius, John, Max, Alex, Sonia, Lusi, Kate i pani Pomfrey.
- Jak to się stało panno Collins? - spytała McGonagall.
- John... - wykrztusiła ledwo.
- Co? - spytał John.
- Johnson... - wykrztusiła zła Rachel.
- Co się dzieje?! - spytała przerażona McGonagall.
- Mówi, że to Diana jej to zrobiła. - powiedział Scorpius.
- Dobra... Przyznać się kto jest tutaj jeszcze wężousty? - spytała Sonia.
- Tylko ja, John i Rachel. - powiedział Scorpius. - Chyba, że o czymś nie wiem.
- Rzuciła na mnie klątwę... - powiedziała do Scorpius'a.
- Rzuciła na nią klątwę. - powiedział Scorpius.
- Od tego momentu mówię bez przerwy mową wężów. - powiedziała Rachel kilka słów w języku węży a kilka normalnie.
- Mówi, że od tego momentu mówi bez przerwy mową wężów. - wyjaśnił John.
- Wielkie nieba! - powiedziała pani Pomfrey. - Co to za kółko przyjaciół?! Maksimum sześć osób w odwiedziny! - warknęła.
- Ja zostaję. - powiedziała Kate.
- I ja. - powiedziały Lusi i Sonia.
- No oczywiście, że ja też! - krzyknął Max.
- No i ja. - powiedział Alex.
- My też. - powiedział Scorpius i John.
- Nie! Wynocha! - powiedziała Pani Pomfrey.
- Poppy, pozwól, że ja zadecyduję kto zostaje. - powiedziała McGonagall. - Hermiona, Harry, Ron, Draco, Ja i ewentualnie ktoś z wężoustych by tłumaczył co mówi Rachel.
- Mój syn zostanie. - powiedział Draco. - A reszta niech wyjdzie.
- Nie ma mowy! - krzyknął Max.
- Daj spokój kochasiu. A po za tym, przecież pan Potter jest wężousty. - powiedział John.
- Przestań John. - syknęła wkurzona Rachel.
- Nie. - syknął i uśmiechnął się chytrze.
- Takie pogawędki to na później. - powiedział Scorpius.
- Przestańcie! - krzyknęła Kate i zatkała sobie uszy.
- Cząstka duszy Voldemorta wraz z tą umiejętnością zniknęła. - powiedziała Hermiona.
John wyprowadził wszystkich.
- Dlaczego raz mówię normalnie a raz w języku węży? - spytała Rachel.
- Ona się pyta czemu mówi raz tak raz tak. - przetłumaczył Scorpius.
- Klątwa Diany nie była zbyt dobra, jak na młodą osobę to i tak zdołała zrobić dużo.
- Ona wyczarowała węża. Mówił do mnie. Mówił... Mówił... - zacięła się Rachel i nagle się zakrztusiła i wypluła krew.
- Spokojnie Rachel. - powiedział Scorpius. - Co do ciebie mówił?
- O co chodzi? - spytała McGonagall gdy pani Pomfrey zaczęła podawać lekarstwo Rachel.
- Diana wyczarowała węża który coś mówił do Rachel.
- O tym, że nie ja i moje przyjaciółki nie jesteśmy mugolami... O tym, że animagiem do Hogwartu dostać się łatwo, historia się powtarza... O tym, że ktoś przejął stery śmierciożerców i jest tak potężny jak sam Voldemort... - wymieniała Rachel.
- Co ty pleciesz?! - krzyknął Scorpius. - Jak... To niemożliwe!
- Co? - spytał Ron.
Scorpius powiedział to co powiedziała mu Rachel, a gdy skończył, Potter wybiegł ze skrzydła razem z Hermioną i Ronem.
- Co się stało potem? Wąż jej to mówił? - pytała McGonagall.
Scorpius posłał pytające spojrzenie Rachel, ale natychmiast odwrócił głowę w drugą stronę zaciskając powieki. Rachel wymiotowała.
- Powinna odpocząć. - powiedział Scorpius.
- Słuszna uwaga. - powiedziała McGonagall i oczyściła podłogę i kołdrę z wymiocin i krwi. Pani Pomfrey podała szybko lek Rachel. Ona zaś ciężko oddychała, każdy skrawek ciała ją bolał, mięśnie jakby zostały zamienione na porozrywane chusteczki, powieki same się zamykały, była bardzo znużona.
- Jestem wykończona... Chcę spać. - powiedziała Rachel.
- Wiem. - powiedział Scorpius.
- Niech państwo Malfoy'owie tu zostaną i jej popilnują, ja pójdę do Diany, dać jej najsurowszą karę na jaką zasłużyła. Czyli szlaban przez trzy godziny do końca roku szkolnego i minus 100 punktów dla Slytherin'u. Może nawet poproszę Filch'a by wymyślił jej karę. - warknęła McGonagall i poszła w kierunku wyjścia.
- Masz kochanieńka, wypij to lekarstwo a klątwa minie. - powiedziała pani Pomfrey i podała jej płyn.
- Ohydnie wygląda. - syknęła Rachel.
- Musisz wypić. Zrobi ci się lepiej... - powiedział Scorpius Malfoy.
Wypiła całe i wykrzywiła usta w grymasie, spojrzała na panią Pomfrey i Malfoy'ów. 
- Okropne. Jestem wykończona... - powiedziała Rachel.
- Działa znakomicie. - powiedział Draco.
Rachel z trudem przekręciła się na prawy bok sycząc z bólu.
- Dam ci leki przeciwbólowe i nasenne. - powiedziała pani Pomfrey.
- Dobrze i dziękuje. - powiedziała obolała Rachel.
- A wy panowie proszę z tąd wyjść! Panna Collins chce odpocząć! - warknęła na Malfoy'ów a oni wyszli zostawiając Rachel samą z panią Pomfrey.

~*~*~*~

 Malfoy wyszedł zza drzwi ze swoim ojcem i udał się do Wielkiej Sali gdzie jak miał nadzieję, zobaczy John'a i nieznośną bandę Gryfonów. Gdyby John nie znalazł Rachel mogłaby nawet umrzeć, gdyby nie uciekła to by do tego nie doszło. Jednocześnie chciał nakrzyczeć na Rachel i jednocześnie ją pocieszyć. Był Malfoy'em, czemu miałby obchodzić jego los innych, był w końcu zadufanym w sobie dupkiem - przynajmniej tak go widzieli Gryfoni. Tylko John wiedział jaki jest na prawdę. Gdy jest ze swoim kumplem może wreszcie zachowywać się normalnie, w towarzystwie Lusi, Kate, Alex'a, Max'a... czuje się spięty i nerwowy. Lubi Max'a i dziewczyny, ale Alex nie jest przez niego tolerowany. A teraz czas wejść do Wielkiej Sali i założyć na siebie maskę obojętności, wyrzucić wszystkie uczucia, by nie można mu było czytać z jego szarych zimnych oczu. Nikt przecież nie mógł wiedzieć, że martwi się losami Gryfonki, lecz szczerze mówiąc, ostatnio miał gdzieś wszystkich którzy uważali, że Gryfoni to ich wrogowie. Co prawda, zdarzali się tacy jak na przykład Alex.
- Hej Scor, co u niej? - szepnął po chwili do jego ucha cichy głosik, Lusi.
Odwrócił się, była w towarzystwie Kate, ostatnio te dwie doskonale się dogadywały.
- Jak na razie okej, pozbyli się klątwy wężoustego i podali jej leki przeciwbólowe i nasenne. Teraz pewnie słodko śpi. - oznajmił Scorpius.
- Wspaniale, Sonia łazi od ściany do ściany w Pokoju Wspólnym ciągle trajkotając do Alex'a i Max'a w jakim to niebezpieczeństwie się znalazła. - powiedziała Kate.
- Nie martwicie się o nią? - spytał zdziwiony Scorpius.
Gryfonki nie martwiące się o przyjaciółkę - rzadko spotykane zjawisko.
- Cóż... - ciągnęła Kate.
- Praktycznie, jest w skrzydle pod opieką genialnej pielęgniarki, chyba nie ma się o co martwić. - powiedziała Lusi i odeszła razem z Kate. Scorpius dotarł do Wielkiej Sali i udał się do John'a który siedział, jakby czekając na niego.
- I jak? - spytał się.
- Okej, jest w porządku. - powiedział Scorpius i puścił mu oczko chytrze się uśmiechając. Specjalnie nie chciał mówić o tym co się stało by ktoś przypadkiem nie podsłuchał.
- Porozmawiamy o tym później w dormitorium. A poza tym... Która godzina? - spytał John.
- Emmm. Dochodzi wpół do dziewiątej wieczorem. - powiedział Scorpius.
- To bierzemy żarcie po kryjomu do torby i idziemy. - powiedział John i uśmiechnął się chytrze.
- Czyli jak zawsze. - powiedział Scorpius. - Co mamy jutro pierwsze?
- ONMS - powiedział szybko John pakując najwięcej jedzenia ze stołu do torby.
- Wspaniale. Kolejna niebezpieczna lekcja... a z kim? - spytał Scorpius.
- Ty masz sklerozę? Z GRYFONAMI. - powiedział jakby to było coś oczywistego.
- No tak. Ostatnio jestem nie ogarnięty. - powiedział Scorpius.
- Zauważyłem. - powiedział John i wstał, a Scorpius zrobił to samo. - Dziś będziemy mieli co świętować.
- Hmm?
- NASZĄ WYGRANĄ!
- Przymknij się. Jeszcze nie wygraliśmy, w przyszłym tygodniu jest mecz. - powiedział Scorpius.
- Może... Ale i tak wygramy, ciekawe co tym razem wymyśli Christopher. - powiedział John potrząsając torbą, nagle coś gruchnęło w niej. - Oops.
- Świetnie. Co ty tam jeszcze masz? - spytał Scorpius.
- Nie mam bladego pojęcia. A po za tym chyba musimy iść okrężną drogą, czuję, że Irytek znów gdzieś tu grasuje. - powiedział John.
- Ty i te twoje przeczucia. - prychnął Scorpius.

---
Chyba najdłuższy rozdział. Ale chyyyba.
 Niedługo święta i moja bluza z HP! 
Pozdrowienia.
Dobranox.
21:50

Spam

Spam z Luną.





































---
21:45

niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 24. - Szafa

Rachel spojrzała wściekła na Dianę, James'a i Luke'a, którzy stali tuż przy wejściu do Pokoju Życzeń.
- O, kogo my tu mamy... - powiedziała Diana. - Dokończmy to co mieliśmy zrobić w pociągu. Bierzcie ją i chodźcie za mną.
Luke i James chwycili mocno Rachel, mimo, że ta próbowała się im wyrwać.

~*~*~*~

Królik - Scorpius próbował bez skutku wyrwać się z rąk John'a.
- Jaki słodki, króliczek Scorpius Malfoy. - mówił John.
- Nerwowy. - powiedział Alex.
- Normalnie to by się tak nie zachowywał. - prychnął John.
- Odczaruj go. - powiedziała Kate dusząc się ze śmiechu z Lusi, Sonią, Max'em i Alex'em.
- Oj czemu tak od razu? - spytał John.
- Proszę, bo nie mogę wytrzymać ze śmiechu. - powiedziała Lusi.
John machnął różdżką i mruknął jakieś zaklęcie i nagle Scorpius powrócił do swojej normalnej postaci. Pierwsze co chciał zrobić to rzucić na Sonię jakieś zaklęcie, ale potem się ocknął.
- LUDZIE! WY ŚLEPI BEZMÓZGOWCY! RACHEL WYSZŁA Z TĄD DOBRE DZIESIĘĆ MINUT TEMU! - warknął głośno Scorpius.
- No nie... - powiedział Max.
- CHODŹCIE CO SIĘ TAK GAPICIE?! - warknęła Sonia.
Wszyscy wybiegli z pomieszczenia rozglądając się za Rachel.
- Jej torba... - powiedział John i podniósł plecak Rachel z podłogi.
- Dziewczyny, jak sądzicie gdzie ona mogła pójść? - spytał Alex.
- Potrzebowała trochę luzu...Hmm. Dobierzmy się w pary. - powiedziała Sonia. - Albo ja to lepiej zrobię. Lusi i Max pójdą do biblioteki jej szukać. Ja i Kate idziemy do jej dormitorium. John i Alex pójdą przeszukać klasy. Scorpius każdą łazienkę bez wyjątku.
- Więc ja sam? -spytał Scorpius.
- Jesteś doświadczonym czarodziejem, dasz sobie sam radę. - powiedziała Sonia. - NO RUSZAĆ SIĘ!
John i Alex pobiegli w kierunku pierwszej lepszej klasy, byli najszybsi z tamtego towarzystwa więc dlatego dostali najwięcej do sprawdzenia. Klasa po klasie i nic. Nic! Wszędzie pustka!
- Co teraz? - spytał Alex.
Nagle wpadli na Sonię i Kate.
- Macie coś? - spytał John.
- Nie... A wy? - spytała zmartwiona Sonia.
- Też nie. - powiedział Alex.
- Nie no! Po prostu świetnie. - warknął John. - Sonia leź po jakiegoś Krukona i spytaj się czy nie jest gdzieś w ich Pokoju Wspólnym jakaś Gryfonka, wyjaśnij, że jest w niebezpieczeństwie. Kate pobiegnie po jakiegoś Puchona i zrobi to samo. Alex przeszuka jeszcze raz Pokój Gryfonów, a ja polecę do Ślizgonów.
- Dobra. Widzimy się przy Wielkiej Sali. - powiedział Alex.
John pobiegł szybko do lochów prosto do Pokoju Wspólnego. Ona musi gdzieś być. - powtarzał sobie w głowie. Minął swojego brata z pokiereszowaną twarzą i rzucił pytające spojrzenie.
- Wiem czego szukasz ale nic ci nie powiem. Z resztą sam się przekonasz o tym prędzej czy później. - rzekł James i uśmiechnął się chytrze, zanim John zdążył się zorientować co on powiedział, zniknął w tłumie uczniów. John pobiegł dalej, skorzystał z okazji, że w Pokoju Wspólnym Ślizgonów nie ma żywej duszy bo wszyscy poszli na klub pojedynków, więc przeszukał, każde dormitorium, starał się także wejść do  dziewczęcego ale nie udawało mu się bo za każdym razem schody zapadały się w zjeżdżalnie. To koniec. - myślał. - Gdzie ona może być? Przecież nie rozpłynęła się w powietrzu. Idę do Potter'a i sprawa się wyjaśni. Gdy skończył swoje rozmyślania pobiegł jak najszybciej mógł do Harry'ego Pottera, który był w Wielkiej Sali. Nagle wpadł na Sonię i Alex'a.
- Znalazłeś coś? - spytała Sonia z nutą nadziei.
- Nie. Chodźmy do Potter'a. - powiedział krótko John.
Trójka pobiegła do Pottera i powiedziała w skrócie o co chodzi, co się dzieje i co od niego chcą. Potter zawołał ich do swojego gabinetu, a klub pojedynków zaczęła prowadzić Hermiona.
- Jak mogłem być tak głupi i nie zauważyć tego. - mówił Potter gdy już byli w jego gabinecie i wyjął jakiś kawałek pergaminu i przyłożył do niego różdżkę. - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Wszyscy patrzyli z zaciekawieniem na mapę, Potter zaczął ją rozwijać i przeglądać.

 ~*~*~*~

Strasznie ciasno, ciemno, niewygodnie... wszystko boli, cała poobijana i związana gdzieś w ciemnym pomieszczeniu.

~*~*~*~

- Na brodę Merlina... Jak ona się tam dostała?! - prawie wrzasnął Harry.
- Gdzie jest? - spytali Alex, Sonia i John jednocześnie.
- W którymś z Ślizgońskich chłopięcych dormitoriów, spójrzcie. - powiedział Harry.
- W moim! - wrzasnął John. - Ale... Ja... Kurczę! Byłem w każdym dormitorium, tylko nie w swoim własnym! Jaki ze mnie debil!
- Potwierdzam. - mruknął Alex.
- Idę po nią. - warknął John.
Wybiegł z gabinetu nie zważając na krzyki przyjaciół i nauczyciela. Pobiegł prędko do swojego dormitorium. Otworzył szafę a z niej wyleciała związana Rachel.
- Ał... - jęknęła.
- RACHEL! Jak ty mogłaś nam zwiać? Przegapiłaś zabawę z króliczkiem Scorpius'em. - roześmiał się John.
- Zamknij się i mi pomóż. - powiedziała zmęczona Rachel.
- Wolę cię związaną. Przynajmniej nie zwiejesz. - powiedział John i usiadł obok Rachel. - Czemu ty żeś zwiała? Przestraszyłaś się? A kto ci to wszystko właściwie zrobił?
- Zwiałam bo chciałam. Można tak powiedzieć. To wszystko zrobiła mi Diana, a dokładniej twój brat i Luke, ale nie myśl, że się dałam, uszkodziłam im trochę twarze. - powiedziała Rachel.
- Widziałem James'a. Szczerze wyglądał okropnie.
- To chyba nie widziałeś Luke'a. - prychnęła Rachel. - Ach... To boli...
- Czemu tym mówisz?
- Emmm? 
- Uspokój się Rachel bo mi tu zaczynasz gadać mową węży. Zabiorę cię do pani Pomfrey.
- Nie dasz rady. - syknęła.
- Dam radę. - powiedział John i odwiązał Rachel.
- Boli.
- Wiem. Chodź, spróbuj się podnieść.
- Nie daje rady. A ty nie dasz rady mnie unieść. - syknęła Rachel próbując bezskutecznie wstać.
Nagle do dormitorium wszedł na luzie Scorpius. Patrzył na John'a i Rachel i tak w kółko.
- Uhm, widzę, że cię znaleziono. - powiedział obojętnie.
- Poproś go o pomoc. Nie mogę przestać. 
- Heh. Nie tylko on umie mówić mową węży. - syknął Scorpius.
- Zamknij się i mi pomóż. - rzekł John.
- Hmm. Chyba gdzieś to już słyszałam. - warknęła Rachel.
- A cicho siedź. - powiedział nieco zdezorientowany John. - A właściwie ty tu robisz Scor? Już po lekcjach obrony w Wielkiej Sali?
- Tak. Zaraz się tu wszyscy zejdą. Lepiej się pośpieszmy. - powiedział Scorpius.
- I mówisz nam to teraz?! - warknął John.
- Aghr... Po-omuszcie wre-eszcie. 
Scorpius i John podnieśli Rachel gdy nagle do pokoju wparował ojciec Scorpius'a.

---
Ciąg dalszy nastąpi. :3
To tyle. Taka wena twórcza. Moja przyjaciółka od błędów pewnie znajdzie ich tutaj sporo
Tak do ciebie mówię Lusi.
PS. Sonia pewnie już śpi. xd
Dobranox!
22.33 

Spam




























































---
Macie spam z Malfoy'em, a jak ktoś zechce spam z kimś innym to niech napisze w komie.
14.34