poniedziałek, 16 listopada 2015

Rozdział 11. - Metamorfomagia i lekcja latania

Rachel leżała na swoim łóżku, nadal w ubraniu. Nagle usłyszała krzyk Soni. Od razu się poderwała i spojrzała z uwagą na otoczenie, teraz zaciekawiło ją to pomieszczenie. Dormitorium wyposażone było w umieszczony centralnie piec, na którym wisiały mokre ręczniki, były także łóżka z baldachimami. Rachel ocknęła się i spojrzała w stronę z której dochodził wrzask.
- Spokojnie Sonia... Wszystko będzie dobrze... - usłyszała pocieszający głos Lusi.
- DOBRZE?! Moje włosy są zielone! - wrzasnęła Sonia.
Rachel wstała szybko i podeszła do dziewczyn.
- Uhm, co się stało?.. - spytała.
- Nie widać?! - krzyknęła Sonia.
- Uspokój się bo pobudzisz wszystkich. - rzekła Lusi.
Sonia westchnęła i zasłoniła twarz rękoma.
- Ale jak j-ja teraz wyglą-ądam? - spytała jęcząc Sonia.
- Pójdziemy do McGonagall. Ale najpierw mi wytłumacz jak to się stało? - spytała zdziwiona Rachel.
- No bo, miałam koszmar. Byli tam Ślizgoni... Ugh, zaatakowali nas jakimś zaklęciem i błysło zielone światło. Potem było tylko zielono, i nagle TO! - wrzasnęła znowu Sonia wskazując na swoje zielone włosy, które jeszcze wczoraj były czarne.
- Aha. Ubierzmy może najpierw szatę i ogólnie wszystko a potem zabierzemy cię jakoś do McGonagall, nie znam drogi więc pójdziemy po Alex'a... - zaproponowała Rachel.
- PO ALEX'A?! Nie no świetnie! - zapiała Sonia. - Od razu może Max się z nami zabierze?
- Czemu nie. - powiedziała Lusi i uśmiechnęła się do Soni.
Sonia tylko ubrała się szybko tak jak Rachel i Lusi. W dormitorium stały jeszcze dwa łóżka, ale były już puste. Rachel uczesała Sonię tak by nie wychodziły jej włosy z poza kaptura. Gdy już skończyły spojrzała tylko na zegar, była 8.00, czyli śniadanie powinno się zacząć. Wyszły z dormitorium uczesane i ubrane. Rachel miała rozpuszczone włosy, lekko falowane, Lusi miała rozpuszczone swoje czarne, proste włosy. Sonia zaś miała zielony kok na czubku głowy, lecz szybko przysłoniła go kapturem. Na szczęście Alex i Max czekali na nie przy kominku.
- Czemu.. - powiedział Alex.
- Nie ważne. - warknęła Sonia. - Zaprowadź mnie do McGonagall.
- Nas. - powiedziała Lusi.
- No tak NAS! - poprawiła się szybko Sonia. - Moje włosy są zielone.
- Co?! - spytał wstrząśnięty Max.
- No... Idę do McGonagall by się dowiedzieć o co chodzi. - powiedziała Sonia.
Rachel, Lusi i Sonia spojrzały z nadzieją na Alex'a.
- No dobra! Chodźcie szybko. McGonagall powinna być w Wielkiej Sali. - powiedział Alex idąc w stronę wyjścia. Max, Lusi, Sonia i Rachel pobiegli za nim. Minęli kilka uczniów idących w stronę Wielkiej Sali. Sonia trzymała cały czas swój kaptur by nie zleciał. Wbiegli do Wielkiej Sali i zauważyli McGonagall.
- Pani profesor! - zawołał Max. - Profesor McGonagall!
McGonagall odwróciła się i spojrzała na Max'a, Alex'a, Sonię, Lusi i Rachel.
- Tak? - spytała sucho McGonagall.
- Sonia powiedziała, że ma zielone włosy i, że nie wie jak to się stało. - powiedział szybko Alex.
- Co?! Przecież jakim cudem! Chyba, że pani Grimmie posiada niezwykły talent czyli jest Metamorfomagikiem. A to na prawdę rzadka umiejętność. - powiedziała zaskoczona lecz także zdumiona McGonagall.
- Metarmo... Co? - spytał Alex.
- To umiejętność zmieniania się pod różnym względem, czyli możesz zmienić sobie kształt nosa, kształt twarzy i kolor włosów. Jest dużo możliwości, a ty możesz to robić bez użycia czarów. - powiedział szybko Max, zanim McGonagall zdołała odpowiedzieć. - Też się zdziwiłem jak usłyszałem, że ma zielone włosy ale nie byłem do końca pewny czy jest Metamorfomagiczna.
- Genialnie panie Jackson! - powiedziała zaskoczona McGonagall. - 5 punktów dla Gryffindor'u!
Max uśmiechnął się szeroko patrząc na towarzyszy.
- Ale jak zmienić ponownie swoje włosy w normalny kolor? - spytała po chwili Sonia.
- Musisz się skupić, zamknąć oczy i pomyśleć o tym jaki chcesz mieć kolor włosów, a to się stanie. - rzekła McGonagall.
Sonia spróbowała tego co kazała jej McGonagall. Ściągnęła kaptur z nadzieją i otworzyła oczy.
- Brawo! Ślicznie wyszło, ciemno kasztanowe włosy. - powiedziała McGonagall.
Sonia uśmiechnęła się niepewnie i usiadła przy stole Gryfonów z Lusi, Rachel, Max'em i Alex'em.
- Ah tak, wasze plany zajęć, proszę bardzo! - rzekła McGonagall i wręczyła im plany zajęć.
- Dziękujemy. - powiedziała Rachel i od razu zaczęła przeglądać swój plan.
- Najpierw mamy latanie na miotle, zaklęcia, przerwa, potem lunch, później obrona przed czarną magią i eliksiry. - wyrecytowała Lusi.
- PIERWSZE MAMY LATANIE? - spytał podniecony Max. - Zwykle latanie zaczyna się po dwóch tygodniach nauki...
- Taak. - powiedział Alex.
Rachel sięgnęła po kanapkę i zaczęła jeść. Chciała trochę się wykazać na lataniu na miotłach by nie zbłaźnić się, ogólnie jakoś wolała być w tym dobra. Napiła się trochę soku z dyni i poczuła się bardziej ożywiona. Niedługo pójdziemy na lekcje, jej pierwszą lekcję. Spojrzała na Max'a a on nadal przyglądał się swojemu planu zajęć.
- Latanie mamy z wszystkimi... Zaklęcia z Krukonami, obronę przed czarną magią mamy z...Ślizgonami, eliksiry z... z... Ślizgonami... - westchnał Max.
- Ojeju! - zdziwiła się Sonia, nagle jej włosy zaczęły robić się czerwone.
- Uspokój się, kolor włosów może także zależeć od tego co w tej chwili odczuwasz. - przypomniał jej Max.
- No świetnie! - powiedziała skupiając się Sonia, a jej włosy powoli zaczynały wracać do normalnego koloru.
- Dobra, musimy się pośpieszyć. - przypomniała Lusi. - Musimy dojść tam, nie?
- No taak. Ale ja znam dobrze drogę. - powiedział Max.
Wszyscy wstali, napili się trochę soku i poszli w stronę wyjścia. Kilka razy mijali srebrzyste, prawie przezroczyste, postacie lecące w powietrzu.
- Cholibka! Rachel! - Rachel usłyszała znajomy głos, a gdy się odwróciła zobaczyła tego samego ogromnego człowieka co zabrał ich przez jezioro. - Przyjdź do mnie po zajęciach i oczywiście po nauce! Zabierz też swoich sympatycznych koleżków!
- Dobrze. - powiedziała uprzejmie Rachel.
- Kto to? - spytała Lusi.
- To Rubeus Hagrid. Ale każe mówić do siebie Hagrid.  - powiedziała Rachel.
Wyszli na zewnątrz, Hogwart otaczał las i wielkie góry. Poszli kawałek dalej przed zamek i czekali na profesora. Nagle wyszła ich nauczycielka, pani Hooch. Profesor nosiła białą koszule i czarny krawat z herbem Hogwartu oraz czarny płaszcz.
- Dzień dobry drodzy uczniowie! - powiedziała zdecydowanym głosem.
- Dzień dobry pani profesor. - powiedzieli chórem uczniowie.
Rachel zauważyła Dianę, James'a i Luke'a, spojrzała na nich z odrazą i odwróciła wzrok z powrotem na nauczycielkę. Zapewne, Rachel,  nie dosłyszała tego co powiedziała by wszyscy się poruszyli i stanęli obok mioteł leżących niedaleko na trawie. Uczniowie zaczęli krzyczeć ''Do mnie! Do mnie!'' wyciągając prawą rękę nad miotłę. Miotła Max'a od razu poszybowała w górę a on ją chwycił, uśmiechnął się, ale po chwili Diana też już miała miotłę, podobnie jak James i Luke. Rachel wyciągnęła rękę patrząc na Sonię i Lusi.
- Do mnie!!! - wrzasnęła Sonia, której włosy znowu zaczęły się czerwienić, a Diana zaczęła chichotać. Miotła jednak poderwała się i Sonia ją chwyciła.
- Do mnie! - powiedziała zdecydowanie Rachel, miotła jednak się nie ruszyła.
- Do mnieee! - krzyknęła Lusi, miotła poderwała się i opadła z powrotem. - No bez żartów!
- Do mnie! - powiedziała bardziej zdecydowanie Rachel, a miotła wystrzeliła w górę i Rachel już ją trzymała. Spojrzała w prawo, Alex nie mógł sobie poradzić, ale po kilku minutach jemu też się udało, Lusi zajęło to jednak mniej czasu.
- Stop! Trzymajcie swoje miotły. Przenieście nogę przez kij i czekajcie na mój znak, wtedy odepchnijcie się mocno nogami od ziemi. Na mój gwizdek! - wszyscy zaczęli robić to co kazała im pani Hooch. - Raz.. Dwa.. TRZY!
Usłyszeli gwizdek. Rachel odepchnęła się mocno od ziemi tak jak Max i Sonia. Lusi poderwała się trochę później bo patrzyła rozkojarzona na las. Alex nie był zbyt pewny siebie ale zrobił to.
- Świetnie! Teraz proszę starać się pokierować miotłą tak by zatoczyć koło, które jest narysowane na ziemi! - pani Hooch wskazała na trawę i zrobiła okrężny ruch palcem.
Wszyscy zaczęli lecieć w tą stronę. Rachel dziwnie się czuła, leciała nad ziemią, na jakiejś miotle, ale czuła się wolna jak nigdy. Zrobiła bez problemu okrążenie, Sonia towarzyszyła jej obok, tak samo jak Alex, Lusi i Max. Tym razem włosy Soni zmieniły barwę na purpurową. Wydawało się to dziwne. Diana, James i Luke popisywali się i latali najwyżej. Max nie dał się im sprowokować, ale zaczął latać szybciej i zostawiał ich samych.
- Wspaniale! Brawo panno Johnson, panie Davis, panie Barkley i panie Jackson! Wy byliście najlepsi! - zawołała pani Hooch.
Diana i jej towarzysze uśmiechnęli się drwiąco, a Max podleciał bez konkretnego wyrazu twarzy do Rachel, Soni, Lusi i Alex'a.
- Koniec lekcji! - zawołała po kilkunastu minutach latania okrężnego, pani Hooch.
---
Chyba się trochę za bardzo rozpisałam. xd
17:41

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz