wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział 7. - Slytherin

-Ok! Dobra. Słuchajcie, żeby wejść na peron 9 i 3/4 trzeba wlecieć w barierkę między peronem 9 i 10. - William wskazał na barierkę a potem dodał widząc przerażone miny dziewczyn - Och, dajcie spokój. Która pierwsza?
Wszystkie dziewczyny patrzyły po sobie niepewnie.
- No dobra, chodź Rachel... - powiedział po chwili William.
Rachel nie ruszała się z miejsca, po chwili ktoś ją popchnął. Na pewno Sonia - pomyślała i pociągnęła swój bagaż z koszykiem w którym był kot. Westchnęła i pobiegła w ścianę nie pewnie. Nagle poczuła jakby stała się częścią tej barierki i następnie była już za ścianą. Zobaczyła wilki pociąg z napisem: Hogwarts Express. Poczuła się szczęśliwa jak nigdy dotąd. Spojrzała w lewo i nagle pojawiła się Lusi.
- O ja... Ale było. - powiedziała trochę zestresowana Lusi.
- Pociąg mamy na 11.00 a jest 10.20... - powiedziała Rachel.
- Oh, to se poczekamy. - dodała Sonia nie zauważona przez Lusi i Rachel, zaraz po niej zjawił się William.
- Dziewczyny, możecie usiąść się na walizkach, ale postawicie je dalej, a nie tutaj przy wejściu, dobrze? - powiedział William.
- Tak jest! - powiedziała Sonia salutując śmiesznie William'owi.
Dziewczyny podeszły pod ścianę nieco dalej i postawiły przy niej walizki siadając na nich. Położyły klatki sów ( i koszyk z kotem Rachel ) przed sobą. Lusi wyciągnęła Kinder Pingui i zaczęła jeść. Inni którzy je mijali dziwnie się na nie patrzyli.
- Człowieka żeś nie widział? - powiedziała do pewnego bladego chłopaka z jasnymi włosami, Rachel już nieco zirytowana. Sonia ją dźgnęła łokciem bo chłopak do nich podszedł.
- Hmpf... Spodziewałem się tutaj takich jak wy. Ale nie widzę nic złego w tym, że jesteście z mugolskich rodzin. - powiedział z chytrym uśmieszkiem blady chłopak. - Jestem tu już na drugim roku, jeśli chcecie coś wiedzieć na temat Hogwartu, pytajcie śmiało.
Dziewczyny patrzyły nie pewnie na chłopaka.
- Czekaj, czekaj... Nie masz nic wspólnego z tym takim co się przyjaźni... - mówiła Lusi.
- Takim kolesiem co przyjaźni się z Dianą Johnson? Taak, ten koleś to mój głupi brat. - powiedział zdezorientowany. Rachel zmierzyła go wzrokiem, na prawdę był podobny do tego chłopaka, tylko, że miał zielone oczy, nie niebieskie.
- Co wiesz o Hogwarcie? - spytała cicho Rachel.
Chłopak spojrzał na nią i parsknął śmiechem.
- Dużo, ale nie wszystko. To co musicie wiedzieć to to, że  są cztery domy; Slytherin, Gryffindor, Hufflepuff i Ravenclaw, każdy dom posiada osoby z charakterem odpowiednim dla danego domu...
- Slytherin? Fajna nazwa. - rzekła nagle Sonia.
- Nie łódź się. Nie przyjmą cię do Slytherin'u, jesteś pochodzenia mugolskiego... - powiedział normalnie chłopak. - Chyba, że jesteś wężousta, ale to nie częsta umiejętność...
- A jakie cechy posiadają te domy? - spytała nagle Rachel.
Chłopak wyrecytował to jak z pamięci:
- Slytherin to dom pełen sprytnych osób, zawziętch i przywódczych. Gryffindor to dom dla odważnych osób i prawdomównych. Hufflepuff to dom dla osób przyjacielskich ale i wiernych. Ravenclaw to dom osób mądrych i uczciwych. Większość uważa, że Hufflepuff posiada najgorszych uczniów, ale nie jestem tego zdania.
- Z jakiego jesteś domu? - spytały jednocześnie dziewczyny
- Slytherin. Tiara Przydziału chciała mnie dać do Gryffindoru, ale jestem... z resztą nie ważne. Muszę iść. - powiedział chłopak.
- A jak masz na imię? - zawołała za nim Rachel.
- John Davis! - krzyknął i pobiegł dalej.
- Co to Tiara Przydziału? - spytała Sonia.
- Tiara która przydziela... Raczej po nazwie idzie się domyślić. - powiedziała Lusi.
- Rachel?
Rachel się ocknęła.
- Co? - spytała Rachel.
- Co myślisz o Tiarze Przydziału? - spytała Lusi.
- Tiara przydzielająca do... może do domów? - rzekła Rachel.
- Całkiem możliwe! - powiedziała Sonia.
- A no. On coś chciał mówić, ale urwał. Gadał coś o tym, że go chcieli dać do Gryffindor'u, ale dali do Slythein'u. - gderała Lusi.
- To oczywiste. - zaśmiała się Rachel.
BUM!
Nagle Rachel zwaliła się z walizki a z nią Lusi na które rzuciły się chłopacy, czyli Max i Alex. Sonia zdążyła w porę odskoczyć.
- Wielkie nieba. Nigdy tak nie róbcie. - powiedziała wkurzona Lusi.
Rachel wstała bez słowa, otrzepała się ale lekko się zaśmiała. Sonia również.
- Witamy. - powiedziała Sonia.
- Ale o co chodziło Rachel? Co jest oczywiste? - powiedział Alex śmiejąc się.
- John Davis jest wężousty. - powiedziała Rachel.
- Coo? - spytał Max.
- Skąd ty w ogóle wiesz co to znaczy? - spytał Alex.
- Uh, coś czytałam w naszych książkach. - powiedziała tym razem mniej pewnie Rachel.
Alex usiadł się na walizce Soni bo tam było jeszcze trochę miejsca. Sonia starała się tam nie patrzeć. Max zaś stał cały czas po środku.
- A czytałaś może co to quidditch? - spytał uśmiechając się Alex.
- Nie... - powiedziała coraz mniej pewnie.
- Oh! To taka gra. - powiedział Max. - Jest siedmiu graczy, gra się na miotłach! A boisko....
- Max ma obsesję na punkcie quidditch'a. - powiedział Alex przerywając mu.
- Bardzo to ciekawe. - mruknęła Rachel.
- Tak. - powiedział Max. - A więc... Kontynuując... Boisko do quidditcha ma owalny kształt. W obu jego końcach umieszczone są słupki bramkowe: trzy tyczki zwieńczone obręczami, przez które ścigający przerzucają kafla. Słupków bramkowych pilnuje obrońca. Na boisku znajdują się także pałkarze, odbijający tłuczki i starający się nie dopuścić do tego, aby wyrządziły krzywdę zawodnikom z ich drużyny. Ostatnim zawodnikiem jest szukający, który ma najtrudniejsze zadanie – musi odszukać złotego znicza spośród zamieszania, jakie panuje na boisku, i złapać go, co kończy mecz. Za złapanie znicza drużyna otrzymuje sto pięćdziesiąt punktów, co przeważnie przechyla szalę zwycięstwa na jej korzyść, choć nie zawsze jest to regułą. Złapanie znicza jest bardzo trudne, jednak dopóki nie zostanie złapany, mecz musi trwać. Najdłuższy odnotowany dotąd mecz quidditcha trwał trzy miesiące. - Max wziął głęboki oddech i kontynuował. - Istnieje kilka firm produkujących miotły zaprojektowane specjalnie do gry w quidditcha. Dziś najważniejszymi dla zawodników miotłami są Nimbusy, ze starszych modeli można wymienić: Dębowy Grom 79, Księżycowa Brzytwa, Srebrna strzała, Zmiatacz jedynka, Kometa 140, Świetlista smuga, Migdrąg, Spadająca gwiazda i Nimbusy 1000, 1001, 1500, 1700 i 2000, 2001 oraz Błyskawica, która jest najszybszą miotłą na świecie...
- Bardzo przepraszam, że przerywam tę ''fascynującą'' opowieść Max, ale jest już prawie 11.00. - powiedziała Lusi.
- Dobra. To wsiadajmy. - powiedział pośpiesznie Max.
Dziewczyny zabrały swoje kufry. Chłopcy już mieli kufry w jednym z przedziałów więc pomogli dziewczynom dotargać je do środka, a dokładniej wzięli zwierzęta, a dziewczyny zajęły się kuframi. Gdy wreszcie już się wtargali do środka usiedli się wygodnie. Rachel siedziała przy oknie, obok której siedziała Lusi, a dalej Sonia. Na przeciwko siedział Max przy oknie i Alex z drugiej strony. Pociąg ruszył.
- A więc, sądzicie, że gdzie traficie? Do którego domu? - spytała Lusi.
- Mam nadzieję, że Gryffindor, ale Hufflepuff też by był fajny. - powiedział Alex który nagle zaczął pić jakiś sok z butelki.
- To samo. - dodał Max.
- Co myślicie o Slytherin'ie? - spytała Rachel.
Alex zakrztusił się sokiem i zaczął kaszleć.
- Slytherin? SLYTHERIN?! Tam są sami idioci... - powiedział oburzony Alex.
- Poznaliśmy chłopaka ze Slytherin'u. - wtrąciła Sonia.
- Ach tak? - spytał się Alex patrząc na Sonie. - Coś wam mówił? Obrażał?
- Zachowywał się bardzo miło i przyjaźnie. Mówił, że nie ma problemu z tym, że jesteśmy z rodzin mugolskich. - powiedziała już nieco zła Rachel.
- To chyba jakaś bzdura... - powiedział Max spokojnie.
- Jak uważacie! - powiedziała nadal zła Rachel i wstała. - Idę się przejść sama po wagonach...
Wyszła zamykając za sobą przedział. Ten chłopak był dla niej miły i dla dziewczyn - myślała. Bardzo się wkurzyła. Chciała usiąść się gdzieś sama, nie widziała w tym sensu, ale czuła, że tak chce. Szła wagonem i nagle stało się, najgorsza rzecz jaką mogła przewidzieć. Stała przed nią Diana i jej dwaj ''kumple''.
- No proszę, proszę. - powiedziała Diana patrząc na Rachel z obrzydzeniem.
- Problem? - spytała obojętnie Rachel.
- Tak, Collins. - syknęła zła Diana.
- Z kąd znasz moje nazwisko? - spytała Rachel.
- Nie twoja sprawa. - powiedziała szybko Diana i szturchnęła James'a i Luke'a. Obaj podeszli do Rachel i patrzyli na nią jakby się zastanawiając nad czymś.
- CHYBA DAŁAM WAM JASNO DO ZROZUMIENIA CO O TYM MYŚLĘ! - krzyknęła Diana.
Tym razem chłopcy podeszli bliżej, lecz Rachel odskoczyła do tyłu i upadła na coś, a raczej na kogoś. Szybko wstała i się otrzepała ignorując śmiechy Diany, James'a i Luke'a.
- Hej, to ty John. - powiedziała Rachel wyraźnie uradowana, że jest ktoś kto może temu zaradzić.
- Co ty robisz w pobliżu wagonu Ślizgonów? - spytał poddenerwowany John. - A wy?
John rzucił ostrzegawcze spojrzenie James'owi, a ten natychmiast umilkł.
- James. Wynocha z twoimi koleżeństwem do wagonu pierwszoroczniaków! - syknął ostrzegawczo John. - A ty Rachel. Odprowadzę cię do wagonu.
- Nie musisz, nie jestem dzieckiem. - powiedziała Rachel i poszła w stronę swojego przedziału.
- To pa! - rzucil John.
Rachel nagle się zatrzymała.
- Czekaj John!  - rzuciła nagle i podbiegła do niego. - Dlaczego niektórzy nie lubią Slytherin'u?
- Ach... Bo z tamtego domu wyszła największa liczba czarnoksiężników. Popleczników czarnej magii, no wiesz takich złych zaklęć i tak dalej. Ale nie wszyscy tacy są. - powiedział John. - Dobra idę, narka.
Poszedł w drugą stronę gdy Rachel poszła też inną drogą. W połowie drogi zobaczyła Max'a.
- Ej! Sonia i Lusi martwiły się bardzo. Alex czeka tam z nimi, kazał mi cię znaleźć. - powiedział szybko Max.
Miło było, że w końcu ktoś se o niej przypomniał. Nie wiedziała, że jej długo nie było, wydawało się jej, że aby kilka minut.
- No wiem. Miałam spotkanie z Dianą. - powiedziała bez zastanowienia Rachel.
- Cooo?! - powiedział zszokowany Max.
- Opowiem w przedziale. - rzekła sucho i poszła w stronę przedziału w którym siedzieli Sonia, Lusi i Alex.
Rachel weszła i usiadła.
- Nooo? - czekał niecierpliwie Max.
- A no tak. Spotkałam Dianę. - powiedziała obojętnie Rachel.
- Jak to... - zaczęła ale nie skończyła Sonia.
- James i Luke chcieli się na mnie rzucić ale się zawahali... - ciągnęła Rachel.
- Ale by oberwali... - mruknął Alex.
- ...Diana się na nich wydarła. Ogarnęła ich trochę i się rzucili, ale odskoczyłam... Na moje nieszczęście, potknęłam się i upadłam na jednego ze Ślizgonów...czy tak jak się tam mówi na tych ze Slytherinu... - mówiła spokojnie jakby to było normalne.
- Jakiego? Kogo? - pytał się Max.
- John'a Davisa, obronił mnie przed Dianą. A ta od razu przymknęła się i poszła. Gadaliśmy i powiedział mi coś o Ślizgonach i zrozumiałam dlaczego nie lubicie tych ze Slytheirin'u.
- No to rozumiesz. - mruknął Max.
Lusi i Sonia przysnęły w połowie drogi. Rachel też była znużona i zsunęła się. Nie była pewna czy spała czy zemdlała. Ale leżała na ziemi...


---
Chyba się rozpisałam... 
No cóż...
Tak to jest jak się słucha muzy i 
pisze jednocześnie rozdział na bloga. xD
21:24

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz