środa, 11 listopada 2015

Rozdział 8. - Tiara Przydziału

Gdy się obudziła widziała tylko kilka zamazanych postaci. Jęknęła cicho i usiadła na zimnej podłodze. Głowa ją bolała, gdy otworzyła oczy ujrzała tylko kolorowe plamy, zamrugała i patrzyła na postacie które klęczą przy niej.
- O co chodzi? - spytała cicho Rachel.
- Zemdlałaś. Pewnie ze zmęczenia... - powiedziała jakaś pani pochylająca się nad nią.
- Tyle strachu nam narobiłaś! - krzyknęła Sonia.
- Gdzie jesteśmy? - spytała normalnie Rachel.
- Zaraz dojedziemy do Hogsmeade. - powiedział Alex.
- Oh. Więc...? - spytała nie wiedząc dokładnie o czym Alex mówi.
- Więc zaraz będziemy w Hogwarcie. - dodał Max po chwili.
Rachel wstała, nieco się zachwiała i podparła się o siedzenie.
- Odpocznij. A tak po tym wszystkim... Ktoś chce coś z wózka kochaneczki? - spytała miłym głosem kobieta.
Rachel dopiero teraz zauważyła, że za kobietą stoi wózek z jakimś jedzeniem. Szybko wyciągnęła trochę czarodziejskich monet i dała pani.
- Poproszę to. - wskazała na fioletowe pudełko z napisem: ,,Fasolki wszystkich smaków Bertiego Bott'a''.
- Dobrze. - powiedziała kobieta oraz zabrała monety i podarowała Rachel pudełko.
Gdy kobieta sobie poszła, Rachel zauważyła, że wszyscy mają już na sobie szaty.
- Ojej, muszę się ubrać. - powiedziała szybko Rachel i włożyła pudełko z fasolkami na siedzenie. Ubrała w pośpiechu szatę i usiadła na siedzeniu. Otworzyła pudełko fasolek.
- Nie radzę jeść. One są na SERIO WSZYSTKICH SMAKÓW. - powiedział Max.
- E tam... Potem je zjem jak tak bardzo wam na tym zależy. - powiedziała Rachel i włożyła fasolki do torby.
- Uhhmm... Źle się czuję. - powiedziała Lusi.
- Tylko nam tu nie mdlej. - rzekł szybko Alex.
- To normalka... - usłyszeli nagle głos zza drzwi od przedziału. - Można mieć nerwy...
Rachel spojrzała na drzwi, stał tam John Davis. Jego towarzystwo coraz bardziej zaczęło wkurzać Rachel.
- Tiara Przydziału sama decyduje o tym do jakiego domu ma trafić jaki uczeń... - uśmiechnął się drwiąco John. - ... możliwe, że nie będziecie w tych samych domach. W Slytherin'ie z chęcią was ugoszczę.
- Ślizgoni nie są tu mile widziani. - syknął Alex.
- Taaak... - powiedział Max.
- To dziwne, dziewczyny jakoś chyba mnie lubią. - powiedział John widząc zakłopotane miny dziewczyn.
- Słuchaj John, dziękujemy za propozycję i za tę radę. - powiedziała Rachel. - Ale chyba pociąg się zatrzymał, więc... wychodzimy.
- Jak sobie życzysz. - powiedział z dziwnym uśmiechem John.
Wszyscy wyszli z pociągu. Rachel, Max, Alex i Sonia starali się jakoś podnieść na duchu Lusi która robiła się już blada. Nagle zauważyli wielką postać machającą w oddali.
- Pirszoroczni! Pirszoroczni do mnie! - wołał wielki zarośnięty ktoś.
- Uhm. Kto to? - powiedziała nie pewnie Sonia.
- Jestem Rubeus Hagrid, ale mówcie mi Hagrid, zajmuję się opieką nad magicznymi stworzeniami i jestem gajowym Hogwartu. - uśmiechnął się i zaczął dalej wymachiwać nawołując innych ''pirszorocznych''.
- Dobrze! Wszyscy za mną do łódek! - ryknął Hagrid.
Wszyscy ruszyli prawie biegiem za Hagrid'em, który stawiał ogromne kroki. Usadowili się w łódkach oświetlanych przez małe lampy i popłynęli jeziorem. Rachel siedziała w łódce z Max'em i Sonią. Lusi i Alex płynęli inną łódką z pewną rudowłosą dziewczyną. Nikt się nie odzywał, czasami tylko było słychać stłumione okrzyki zachwytu i szepty w stylu: ,,Mogę przysiąc, widziałem jak jakaś jedna macka wyłoniła się z jeziora!''. Nagle ujrzeli wszyscy wielki zamek oświetlony z różnych stron. Rachel, Max i Sonia wpatrywali się w wielki zamek z zachwytem. Nagle po kilku minutach łódki dotarły do brzegu i wszyscy wyszli na trawę. Alex z trudem pomagał wydostać się Lusi z łódki. Rachel też prawie wpadła do wody ale w porę złapała się Hagrida stojącego obok.
- Oj, uważaj. - zaśmiał się Hagrid.
- Taak. Bardzo mnie ciekawi ta szkoła... - powiedziała Rachel.
- Hogwart. Tak, wspaniała szkoła. Ohh, wielka mi szkoda, że Albus Dumbledore nie może być waszym dyrektorem, nie, że mam coś przeciwko McGonagall. Oj niee.. - pomrukiwał Hagrid.
- Jestem Rachel Collins. - powiedziała po chwili.
- Collins... Collins... Nie znam niestety chyba pani ojca. - powiedział Hagrid.
- Jestem z rodziny mugoli. - powiedziała Rachel.
- Rachel! Chodź już, idziemy do środka! - zaskrzeczała Sonia.
- Miło było cię poznać Rachel. Wpadnij może do mnie raz na herbatkę co? Może w sobotę? - powiedział Hagrid zanim Rachel odbiegła.
- Tak, postaram się. Ale... Gdzie pan mieszka? - spytała nie pewnie.
- Tam! - wskazał drewniany domek na skraju lasu.
- Dziękuje. Do widzenia! - zawołała Rachel odbiegając od Hagrid'a.
Rachel biegła za innymi pierwszoroczniakami razem z Max'em, Alex'em, Sonią i Lusi podpierającą się o Alex'a i Sonię. Wszyscy ustawili się pod schodami, w tłumie pierwszoroczniaków można było ujrzeć Dianę, Luke'a i James'a patrzących z wyższością na innych. Po schodach wchodził właśnie John i pomachał przyjacielsko pierwszoroczniakom. Nagle zza drzwi wyszła pani ze zmarszczkami na twarzy i poważną miną.
- Dobrze więc. Jestem profesor Minerva McGonagall, dyrektorka. Witam was w Hogwarcie. Zaraz odbędzie się ceremonia przydziału, a wy zostaniecie przydzieleni do jednego z czterech domów Hogwartu czyli Gryffindor'u, Ravenclaw'u, Hufflepuff'u albo Slytherin'u. Każdy dom zastępuje rodzinę. Musicie być posłuszni, za dobre uczynki dostajecie punkty, a za łamanie przepisów odejmujemy punkty. A teraz proszę za mną! - powiedziała głośno McGonagall.
- Co rok ta sama śpiewka? - mruczał pod nosem John do kolegi który jeszcze nie wszedł do pomieszczenia w którym miała się odbyć ceremonia.
- Panie Davis, powinien pan być już w Wielkiej Sali! - powiedziała głośno McGonagall.
John wszedł ze swoim kolegą do środka, McGonagall szybko weszła, a przestraszone pierwszoroczniaki udały się za nią. Sklepienie wyglądało jak gwieździste najprawdziwsze niebo. Był to piękny widok, a pod nim wisiały w powietrzu świece. W Wielkiej Sali stały cztery długie stoły, zapewne dla każdego domu po jednym. Gdy już dotarli do podestu na którym stał jeden długi stół przy którym siedzieli najprawdopodobniej nauczyciele, pierwszoroczniacy ujrzeli zapewne Tiarę Przydziału. Była to tiara z wielką ilością łat i dziur, stała ona na małym krzesełku. Nagle jedna z jej dziur poruszyła się i zaczęła śpiewać:

Widać znów te małe buzie, 
tryskające śmiechem, 
bardzo ciekawa jestem jak przydzielę ciebie!

Może odważny Gryffindor,
albo mądra Ravenclaw, 
lecz też może być i Hufflepuff,
ciekaw jestem przecie,
może w Slytherin'ie się znajdziecie? 

Ja znam was doskonale, 
wyboru dokonam idealnie,
nie martw się, wkładaj mnie na głowę,
a ja dokonam wyboru,
którym wszyscy tak zdenerwowani jesteście.

Wybuchły oklaski. Rachel nie polubiła tej piosenki, zapewne jak i większość pierwszoroczniaków.
- Wyczytując nazwiska, dana osoba podejdzie tu, usiądzie a ja położę temu na głowę tiarę która zadecyduje o przydziale do domu. - krzyknęła głośno McGonagall by uciszyć tłum, wyciągnęła zwój pergaminu i odkaszlnęła głośno.
- Barkley, Luke.
Podszedł jeden z ochroniarzy Diany który od razu trafił do Slytherin'u. 
- Black, Mike.
Z tłumu wyszedł ciemny blondyn o brązowych oczach. Usiadł na krzesełku zdenerwowany, McGonagall włożyła mu tiarę na głowę. Czekali chwilę i nagle...
- HUFFLEPUFF! - ryknęła Tiara.
Wybuchły oklaski przy stole Hufflepuff'u. Chłopiec zszedł z krzesełka i pobiegł tam, prawie zapominając o odłożeniu tiary.
- Cleveland, Chris.
Z tłumu wyszedł niepewnym, chwiejnym krokiem chłopak o rudych włosach. Usiadł, a McGonagall założyła mu tiarę. Odczekali dłużą chwilę.
- GRYFFINDOR! - ryknęła znów tiara.
Wybuchnęły gwizdy i oklaski przy stole Gryffindor'u. Chłopak szybko ściągnął tiarę i usiadł przy stole.
- Collins, Rachel.
Rachel podeszło serce do gardła, podeszła chwiejnym krokiem do krzesełka. Czuła jak robi się jej gorąco. McGonagall uśmiechała się, Rachel odwzajemniła to i usiadła na krzesełku. Nagle tiara zsunęła się jej na czoło.
- No, no. - odezwał się głosik w jej głowie. - Umysł dość tęgi i spryt oj tak...Władza ... Odwaga... Slytherin by pasował idealnie...
- Nie chcę do Slytherinu...- szeptała Rachel.
- Skoroś taka pewna. Przypominasz mi Potter'a... GRYFFINDOR! - wrzasnęła głośno ostatnie słowo.
Rachel usłyszała oklaski przy stole Gryffindor'u. Zdjęła tiarę i dała ją McGonagall. Zeszła spokojnie z podestu patrząc na wszystkie stoły. Zauważyła John'a uśmiechającego się drwiąco.
- Gratuluję. - powiedział jeden chłopczyk, Chris który był wybierany przed Rachel.
Inni uczniowie uściskali jej ręce i witali ją. Potem nie odzywała się aż do momentu w którym nie została wywołana Sonia. Rachel zacisnęła kciuki i patrzyła na tiarę błagalnym wzrokiem jakby chciała ją prosić znów o Gryffindor.
- GRYFFINDOR! - krzyknęła Tiara a Sonia poderwała się i pobiegła do stołu przy którym siedziała Rachel. Nagle wróciła się bo zapomniała oddać tiarę, kilka osób chichotało ale Sonia podbiegła i uśmiechała się szeroko. W tym samym czasie Brian Arly trafił do Ravenclaw.
- Jackson, Maximilian.
Max poderwał się i podszedł, tiara ledwo go dotknęła i już krzyknęła: GRYFFINDOR! Max podbiegł i uśmiechał się. Potem Diana do Slythein'u...  Kenzie do Slytherin'u...
- Morgan, Lusi.
Lusi tak samo szybko jak Max została wybrana do Gryffindor'u. Do Rachel nie docierały inne nazwiska teraz czekali na Alex'a, czy będzie z nimi w Gryffindorze.
- Thomson, Alexander.
Podszedł pewnym krokiem do tiary a ta krzyknęła.
- SLYTH... Oj, przepraszam. GRYFFINDOR! - krzyknęła wahając się Tiara.
Alex podbiegł do stołu. Wszyscy byli zadowoleni.

---
Taa. Pozdro. Dobranox.
22:29

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz