wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział 15. - Morderstwo

Rachel, Sonia i Max szli korytarzem i rozglądali się po innych. Rachel trzymała się za opatrunek starając się go jakoś zasłonić, raczej za ładnie z czymś na nosie nie wygląda.
- Idziemy z powrotem na błonia? - spytał Max.
- No nie wiem, chodźmy i poczekajmy na Alex'a pod gabinetem dyrektorki. - zaproponowała Rachel.
- Jak znasz drogę to proszę prowadź. - powiedział zirytowany Max.
- Znam. - powiedziała oburzona Rachel i zaczęła szybciej iść bo było słychać chichoty.
Sonia i Max powędrowali za Rachel, kilka zakrętów, w końcu dotarli do złotej chimery przed wejściem do pokoju dyrektorki. Usiedli się na podłodze i czekali aż ich przyjaciel wyjdzie. Siedzieli tak z piętnaście do dwudziestu minut, gdy nagle wyszedł Alex, John i Diana.
- Co od ciebie chciała? - spytała Sonia.
- Mam szlaban, i na dodatek odjęła po dwadzieścia punktów Gryfonom, a Ślizgonom po czterdzieści. - parsknął śmiechem Alex.
- Ale gnida... jak może wam to robić. - mówiła Rachel.
- Nie tak ostro Collins. - powiedział John, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
Po kilku sekundach wyszła McGonagall i nawet na nikogo nie patrząc poszła korytarzem. Rachel spojrzała z pod okularów na John'a i rzuciła mu przenikliwe spojrzenie.
- Uważaj bo się przestraszę. - parsknął John. - Sory za to, że cię uderzyłem, chciałem walnąć tego palanta. - skinął głową na Alex'a.
- Uważaj na słowa. - warknął Max.
- Nawet Collins jest bardziej przerażająca od ciebie Jackson... - zaśmiał się John.
- Skończ. - powiedział Alex do Max'a, który już chciał się odgryźć. - Nie warto, szkoda na niego słów.
Rachel nabrała dużo powietrza i wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. Sonia natomiast siedziała i patrzyła na John'a z wysoko podniesioną głową. John patrzył na wszystkich z tym charakterystycznym uśmieszkiem.
- Miło było. - powiedział John i poszedł sobie w tym samym kierunku co wcześniej McGonagall.
- Mhm. - mruknęła Rachel i wstała.
- A ty gdzie? - spytała Sonia.
- Idę się przejść, kto chce to może ze mną. - powiedziała Rachel.
- Ja pójdę. - powiedziała Sonia i spojrzała na chłopaków. - A wy?
- Nie dzięki. - mruknął Alex.
- Ja zostaję. - oznajmił Max.
- Jak chcecie. - powiedziała obojętnie Sonia i poszła z Rachel.
- Idziemy do Hagrid'a? - spytała Rachel.
- Wspaniały pomysł. - powiedziała Sonia.
Po chwili już były na dworze i szły w kierunku chatki Hagrid'a. Zapukały mocno. Brak odpowiedzi.
- Hagrid, jesteś tam?! - spytały głośno.
- Cóż, może nie ma... - powiedziała Sonia.
- SONIA! RACHEL!
- Lusi! Jak tam spotkanie chóru? - spytała Sonia.
- Wspaniale! Ale chodźcie... To okropne, Max i Alex... DALEJ! - krzyczała Lusi.
- Co się stało? - spytała Rachel.
- NIE WIEM! ALE MAX I ALEX CHCIELI BYM WAS PRZYPROWADZIŁA I GADALI... że to okropne... SZYBCIEJ! - krzyczała Lusi.
- Spokojnie... - rzekła Rachel.
Lusi, Sonia i Rachel pobiegły w kierunku Hogwartu nie odzywając się wcale.
- Tutaj. - powiedziała zadyszana Lusi.
- ALE TO ŁAZIENKA DLA...
- Nie ważne! - odpowiedziała Soni, Lusi.
Weszły szybko i nie zauważalnie. Zobaczyły Max'a i Alex'a stojących do nich plecami. Gdy podeszły bliżej mieli bardzo przerażone miny. Lusi wrzasnęła, Sonia zamknęła oczy i odwróciła głowę. Rachel spojrzała, a na ziemi leżał jakiś chłopak, na podłodze była krew.

---
Mini rozdział. Idę na andrzejki do szkoły. 
16.13 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz