piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 14. - Skrzydło Szpitalne

Po kilku dniach nauki, złośliwych uwag Diany, zaczepek John'a, wreszcie przyjaciele mogli usiąść wygodnie na błoniach rozmawiając i leżakując. Rachel wzięła ze sobą książkę i przeglądała ją, musiała się poduczyć trochę z eliksirów i transmutacji.
- Odłożysz te książkę? - spytał Alex.
- Podasz powód czemu miałabym to zrobić? - spytała Rachel znudzonym tonem.
- Jest słonecznie, a ty ślęczysz nad książką, i ty do tego Max też! - powiedział zirytowany Alex.
Rachel spojrzała Max'a, rzeczywiście, miał ze sobą książkę z obrony przed czarną magią.
- Dobra Alex, to co robimy? - spytała Sonia.
- Nie mam pojęcia. Nie ma o czym gadać. - powiedział Alex.
- No cóż, zaraz będzie temat do rozmowy. - mruknęła Lusi patrząc na Hogwart. Wyjrzeli z niego Diana, James i Luke od razu pośpieszyli w kierunku Rachel, Max'a, Alex'a, Soni i Lusi.
- Tylko nie oni... - burknął Max.
Diana śmiała się już z daleka i uśmiechała się szyderczo, prawie tak jak John.
- No proszę, kogo my tu mamy? Państwo Nudziarz, Okularnik, Dziwoląg, Śpiewak i Tchórz. - powiedziała Diana wskazując po kolei na Max'a, Rachel, Sonię, Lusi i Alex'a. James ryknął przerażającym śmiechem. Luke tylko zrobił pogardliwą minę. Alex wstał i już miał się na nią rzucić gdy Sonia i Lusi go powstrzymały. Luke stał jak ogłupiały a James wybiegł przed Dianę stojąc jak tarcza. Alex wyrwał się dziewczynom i rzucił się na James'a.
- Alex! - wrzasnęła Sonia.
W oddali było widać biegnącą ku nich postać, Rachel się wzdrygnęła.
- No nie... Tylko nie... - mruknęła przerażona Rachel.
Max na nią spojrzał pytająco a ona wskazała biegnącego ku nich John'a. Widać z daleka, że był wkurzony, może zauważył jak Alex rzuca się na James'a, on nienawidził swojego brata, ale brat to brat...
- Dobra, teraz się robi niepokojąco. - wymówił pośpiesznie Max i szybko podbiegł do Alex'a który okładał pięściami James'a.
- ODWAL SIĘ OD MOJEGO BRATA! - ryknął John który biegł w towarzystwie swojego przyjaciela i podbiegł blisko do Alex'a.
Diana i Luke usunęli się w cień i wyglądali jakby czekali na teatrzyk. Rachel gwałtownie wstała i dokładnie nie wiedziała co robi, podbiegła. John już postawił na nogi swojego brata, któremu nos krwawił, a jego znajomy trzymał Alex'a.
- Młody, mam cię urządzić tak jak ty to jemu zrobiłeś? - warknął kolega John'a do Alex'a.
- Puść go! - wrzeszczała Sonia.
John podszedł gwałtownie do Alex'a i chciał zabrać zamach, był już blisko, Rachel nagle odepchnęła Alex'a i przyjęła cios. Jęknęła i upadła na trawę, nos mocno ją zabolał bardzo mocno i coś z niego kapało.
- Rachel! - krzyknęli jednocześnie Alex, Sonia, Lusi i Max.
- O ja... - usłyszała głos John'a.
Rachel próbowała wstać ale poczuła się jakby straciła wszystkie siły. John podszedł do niej, tak samo jak wszyscy i próbowali jej pomóc.
- Rachel... ja nie... nie chciałem. - jąkał się John.
- Odwal się od niej szczurze. - warknął Alex.
- Uważaj bo skończysz tak samo. - powiedział rozwścieczony kolega John'a.
- Chodź Rachel, idziemy do skrzydła szpitalnego. - powiedzieli John i Max.
John postawił ją na nogach.
- Ja ci pomogę. - zaproponował Max, John'owi.
- Jest do ciebie za ciężka, ja i Scorpius ją zaniesiemy do skrzydła, wy możecie z nami iść. - powiedział szybko John, wymuszając ciężko te pięć ostatnich słów.
Chłopak nazwany Scorpius'em chwycił Rachel z drugiej strony widocznie nie szczęśliwy z tego, że pomaga Gryfonowi. John trzymał mocno Rachel, aż ramię ją zaczęło boleć. Syknęła z bólu i ten od razu rozluźnił uścisk. Nagle straciła przytomność. Obudziła się dopiero w skrzydle szpitalnym, ale nie otworzyła oczu.
- ...bardzo delikatna dziewczyna, podobno zemdlała już w pociągu. - mówiła jakaś kobieta.
- Kto ją tak urządził? - spytał nagle zmartwiony głos McGonagall.
- Nie wiadomo, przyszli tu grupą, dwóch Ślizgonów i czterech Gryfonów. - odpowiedziała szybko kobieta.
- Dziękuje Poppy. A wie pani kto to był? - spytała McGonagall.
- Hmm... Znam tych dwóch Ślizgonów, nazywają się John Davis i Scorpius Malfoy. - odpowiedziała Poppy.
- Dobrze. A pani może mi opisać tych Gryfonów? - spytała McGonagall.
- Jeden miał kruczoczarne włosy i był w okularach, drugi miał jasny blond, potem były dwie dziewczyny jedna w czerwonych włosach z opaską na głowie, druga miała ciemne włosy i była bardzo blada. - poinformowała szybko Poppy.
- Och, znam tą grupę. - powiedziała zaskoczona nieco McGonagall.
Rachel otworzyła nieśmiało oczy.
- Er...ehhmm... Gdzie jestem? - spytała Rachel macając swój zakrwawiony nieco bandaż na nosie.
- W skrzydle szpitalnym, pani Pomfrey doskonale zaradziła na twoje krwawienie. - powiedziała McGonagall.
- A mój nos? Jest... złamany? - spytała przerażona Rachel.
- Nie, kochaniutka, jest obity. - powiedziała łagodnie pani Pomfrey.
- Mam kilka pytań na temat tego co się stało... - mówiła McGonagall. - Postaram się o ukaranie ucznia który to zrobił.
- Ale ja... To było nie chcący... Bo... - jąkała się Rachel.
- Spokojnie. - powiedziała McGonagall.
- Bo była bójka, ale to wszystko przez Dianę, sprowokowała Alex'a... On się rzucił na James'a... Nagle pojawił się jego brat...
- Ach, no tak, pan John Davis. - powiedziała zimnym głosem McGonagall.
- Tak, no więc... on chciał uderzyć Alex'a... Ja w ostatniej chwili go zasłoniłam i przyjęłam... to... John nie chciał tego zrobić, proszę go nie karać. - mówiła Rachel.
- No jasne, ukaram ich trzech... Pannę Johnson, pana starszego Davis'a i pana Thomson'a.  - powiedziała wzburzona McGonagall.
Nagle do pomieszczenia wleciał Alex, Max i Sonia.
- Podobno... się... obudziłaś... - dyszała Sonia.
Wszyscy usiedli wokół Rachel nie zwracając uwagi na McGonagall.
- Jak się czujesz? - spytał Max. - Jesteś blada.
- Dobrze się czuję... - odpowiedziała Rachel. - Gdzie Lusi?
- Na zebraniu chóru. - powiedziała Sonia.
- Przepraszam, pani McGonagall, a mogę już wyjść ze skrzydła szpitalnego? - spytała błagającym tonem Rachel.
- Cóż, spytaj się pani Pomfrey. A ja tym czasem poproszę pana Thomson'a ze mną. - powiedziała McGonagall. Alex rzucił gniewne spojrzenie Rachel, jakby to była jej wina.
- Ja uważam, że nie powinnaś opuszczać jeszcze skrzydła! - powiedziała zmartwiona pani Pomfrey widząc, że Rachel wstaje.
- Ale czemu? Czuję się znakomicie. - powiedziała Rachel.
- Ale masz mi nie ściągać opatrunku! - warknęła pani Pomfrey gdy Sonia, Rachel i Max opuszczali już pomieszczenie.
 ---
Krótki rozdział <3
Dobranox
21:15

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz