niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 37. - Życie toczy się dalej...

Rachel żegnała się z mamą po raz setny mówiąc, że będzie wysyłała jej sowy co niedzielę. Na co ona po raz ostatni ją przytuliła i powiedziała żeby na siebie uważała. Wzięła swój kufer i dołączyła do Soni która stała z boku i rozmawiała z Alex'em i Max'em. Lusi stała za nimi razem z Kate i Albusem czekając aż zaczną wpuszczać do pociągu. W tym roku tak jak zwykle byli przed czasem.
- Jak się czujesz Max? - zapytała z troską Sonia patrząc na swojego bladego przyjaciela.
- Jakoś się trzymam. Ale później pogadamy o tym wszystkim w przedziale. - rzekł Max i przetarł swoje zmęczone oczy.
Rachel patrzyła na swoich przyjaciół, musiała przyznać, że przez cztery lata wyrośli. Alex, Max i Albus byli co najmniej o głowę od niej więksi. Lusi była tego samego wzrostu co Rachel, tylko Soni i Kate urosło się parę centymetrów więcej od niej. Rachel poprawiła swoje czerwone okulary i swoją grzywkę przykrywającą jej oko. Rozejrzała się i ujrzała to czego szukała, trójka wysokich Ślizgonów stała również czekając parę metrów od nich. Odwróciła od nich wzrok i zobaczyła, że nie tylko ona się im przygląda. Lusi patrzyła na nich kątem oka. Pociąg otworzył nagle swoje drzwi  popychając lekko zdziwioną Rachel do tyłu, na szczęście pchnięcie nie było zbyt mocne i nie wylądowała na ziemi. Chwyciła swój kufer i szybko zaczęła się przepychać między uczniami szukając przedziału. Przez te lata zmieniła się, nie tylko w wyglądzie, ale w charakterze. Nie była tą samą wesołą, pełną energii dziewczyną, zamknęła się w sobie i coraz częściej zaczęła się wykłócać i krzyczeć na innych. Zrobiła się arogancka i ironiczna, zaczęła chodzić sama swoimi ścieżkami. Może to miało związek z tymi wszystkimi wydarzeniami? A no właśnie, wy nic nie wiecie... Na pierwszym roku gdy tylko zaczęły wracać dzieci od swoich rodzin po świętach, Max przyjechał z bandażem na rękach. Czemu? Gdy spędzał święta u dziadków w ich chatce w lesie, pewnej nocy zaatakował go wilkołak. W Hogwarcie na szczęście nikt o tym nie wiedział, oprócz czterech osób a mianowicie Rachel, Lusi, Soni i Alex'a. Wszyscy jakoś to przyjęli do wiadomości, że został wilkołakiem i będzie zmieniał się co pełnię w potworną bestię. Alex wpadł na pomysł by pomóc mu przez to przejść i zostać animagami. Na początku wydało się to głupim pomysłem ale później wszyscy oprócz Lusi zdecydowali, że to całkiem niezły pomysł. Udali się więc do nowego dyrektora - Harry'ego Potter'a. Ponieważ niestety Minerva McGonagall umarła z przyczyn naturalnych zaraz po sylwestrze. Harry Potter powiedział, że powtarza się historia jego ojca i stwierdził, że pomoże im w tej trudnej dziedzinie magii. Okazało się później, że nową nauczycielką transmutacji będzie sama Hermiona Weasley. Lecz tak naprawdę najdziwniejszą historią była przygoda Soni. Zaatakowano jej rodzinę podczas gdy jedli wigilijną kolację, na szczęście aurorzy dotarli na czas a wszyscy wyszli bez szwanku. Nikt nie wie dokładnie z jakiej przyczyny ich zaatakowano i jak udało im się przemknąć przez zabezpieczenia. Jeśli chodzi o John'a i jego cudowny prezent, którego nie dało wysłać się sowią pocztą to dostał młodszą siostrę. ''Świetnie brat mnie wkurza i jest idiotą, a teraz mam niańczyć kolejną idiotkę? Mam nadzieję, że wyrośnie na coś lepszego niż James...'' - mówił John. ,, Pod jego opieką nic nie wyrośnie na coś mądrego lub chociażby normalnego.'' - skomentował Alex. To ostatnie wspomnienie sprawiło, że uśmiechnęła się wchodząc do przedziału, co rzadko się ostatnio zdarzało. Ale, cóż, życie toczy się dalej...
---
Trochę więcej lat upłynęło ale okej.
Mam nadzieję, że ten krótki rozdział się wam spodoba.
Jeśli są jakieś błędy to pisać.
Pozdrawiam.
 14:35