środa, 23 grudnia 2015

Rozdział 27. - ''...Hogwart ma wiele tajemnic''

Rachel szybko się obudziła. Spojrzała do góry, tym razem na suficie było jasno i świeciło słońce. Szybko wstała, miała zamiar wyjść ale szybko się rozmyśliła, w końcu jest w szlafroku, uczniowie pewnie chodzą po korytarzach. Po prostu wspaniale. Westchnęła i spojrzała na lasek, musi czekać do, co najmniej, północy.

~*~*~*~

Sonia patrzyła na stół nauczycielski, aż McGonagall nie podniosła się i nie zabrała głosu.
- Dzień dobry wszystkim! Najpierw chcę was poinformować, że szkole nic nie grozi, morderca siedzi w Azkabanie. To był William Gumpert. - na te słowa Sonia mimowolnie wstała.
- CO?! - wrzasnęła.
- Sonia siadaj... - powiedziała Kate.
Do Soni podeszła Hermiona i starała się ją uspokoić.
- Sonia, wiemy kto to był dla ciebie, a teraz postaraj się uspokoić, wyjaśnimy ci to. - powiedziała Hermiona i usiadła się obok niej. Alex, Max, Lusi, Kate i Albus patrzyli tylko na nią.
- Kontynuując. Mamy też złe wieści. - oznajmiła McGonagall. - Rachel Collins zniknęła, nie ma jej od około drugiej w nocy. Szukaliśmy jej po całej szkole i będziemy szukać dalej. A teraz proszę udać się na lekcje.
Sonia wściekła wstała i się rozejrzała, natrafiła na spojrzenie dwóch Ślizgonów. Twarz Scorpius'a była zdziwiona a zarazem wkurzona i wpatrzona w nią, twarz John'a była zdenerwowana. Sonia przekazała im jednym spojrzeniem o co jej chodzi. Scorpius tylko kiwnął głową i wstał ciągnąc za sobą John'a. Lusi i Kate poszły czym prędzej na lekcje, one nigdy się nie spóźniały. Albus poszedł w swoją stronę a one w swoją. Alex i Max czekali cierpliwie na Sonię.
- Panno Grimmie, przyjdź do mnie po lekcjach. - powiedziała pojawiając się znikąd McGonagall.
- Dobrze. - powiedziała wściekła i poszła z chłopakami na lekcję.

~*~*~*~

- Gdzie mnie ciągniesz? - spytał John.
- Dziś odpuścimy sobie zajęcia, idziemy szukać Rachel. - powiedział Scorpius.
- Podobno cały Hogwart przeszukali... Nie możliwe jest to, że jeszcze gdzieś tu jest. - powiedział.
- A Pokój Życzeń? A może nawet Komnata Tajemnic. A może coś innego... Hogwart ma wiele tajemnic. - odpowiedział Scorpius.
- Czytałeś historię Hogwartu? - spytał zaskoczony John.
- Ahh... Jeszcze wiele o mnie nie wiesz. - rzekł Scorpius.
- Zaczynam się ciebie bać Skorpionie. - powiedział udając strach John.
- Nie wygłupiaj się.
- Czy my zawsze, gdy Rachel ma kłopoty, musimy ją z nich wyciągać?! - spytał lekko oburzony ale i rozbawiony John.
- Daj spokój ''Panie Idealny''. - zaśmiał się Scor.
- Gdzie najpierw idziemy? - spytał John.
- Pokój Życzeń. Później pójdziemy przepytać panią Pomfrey kiedy ostatnio ją widziała i co wtedy się działo. - powiedział Scorpius. - Może to mieć związek ze zniknięciem.
- Jasne ser! - powiedział John i zasalutował.
- Dobra, teraz pomyślmy o czymś gdzie Rachel mogła się udać. - powiedział Scorpius gdy stanęli przy ścianie gdzie pojawiało się wejście do Pokoju Życzeń.
- Ona jest... hmm... A może... nie... Albo..! Dobra, dajmy se z tym spokój, wcale jej nie znamy tak dobrze jak Sonia czy Lusi. - powiedział John zrezygnowanym tonem.
- Ja na jej miejscu udałbym się do miejsca wolnego od smutku, rozpaczy... Gdzieś gdzie można się odizolować od innych. Na przykład... las? - spytał Scorpius.
- Powtórzę to jeszcze raz i zapewne nie ostatni...Zaczynam się ciebie bać Skorpionie. - powiedział John. - A z kąd możesz mieć absolutną pewność, że tam chciała się udać?
- Pomyśl. Przemiła Diana Johnson zaatakowała ją, męcząc, znęcając się nad nią... No nie wiem ja bym chciał uciec od szarej rzeczywistości i od człowieka, który sprawił, że stała się szara i okropna.
- No tak. Ale czy ty jesteś pewny, że to będzie las? A może... łąka... biblioteczka... jakiś przytulny pokoik z kominkiem albo... - John zaczął wymieniać miejsca na palcach gdy nagle urwał spoglądając na Scorpius'a jakby przyszło mu na myśl coś oczywistego.
- Człowieku! Czemu na to nie wpadłem to takie oczywiste! - powiedział Scorpius jakby czytając mu w myślach. - Chce być wolna...
- ...od kłopotów...
- ...i ludzi...
- ...ma tego dość...
- ...chce się wyżyć...
- TO PRZECIEŻ JASNE, ŻE ZACHCIAŁO JEJ SIĘ LATAĆ NA MIOTLE. - powiedział John.
- W końcu to lubi. - powiedział Scorpius. - No i jest w tym niezła.
John i Scorpius chodzili przy ścianie myśląc o jakimś dużym miejscu z miotłami. Lecz nic się nie wydarzyło. Pustka.
- Cholera! - powiedział wściekły Scorpius.
- Czemu nic się nie dzieje? - spytał John.
- Zapewne ktoś jest w Pokoju Życzeń.
- To idziemy do pani Pomfrey! - powiedział John i ruszył korytarzem. Scorpius przez chwilę patrzył podejrzliwie na ścianę ale poszedł za przyjacielem.
Po pokonaniu trasy doszli do pani Pomfrey. Ta się zdziwiła przybyciem chłopaków, w końcu są lekcje, na szczęście oni w drodze obgadali plan gdyby coś się nie udało.
- A wy co tu robicie? - spytała pani Pomfrey.
- John się źle poczuł i ma omamy. - powiedział Scorpius na co John zaczął się rozglądać po skrzydle jakby coś go przerażało. - I przy okazji gada coś o kłamstwie, jakiejś winie po stronie pielęgniarki, że to Rachel zniknęła.
- O wielkie nieba! - powiedziała pani Pomfrey. - Połóż go na łóżku.
- Niech pani mu wytłumaczy co się działo z Rachel przed zniknięciem, to może się uspokoi. - powiedział Scorpius udając zmartwienie.
- Słuchaj kochaniutki, Rachel spała sobie spokojnie do chwili gdy nie przynieśli poszarpanego Chris'a, wymówili kilka zdań, zapewne panna Granger ją obudziła przychodząc z wiadomością z Ministerstwa do Potter'a, Weasley'a i pani dyrektor... Gdy zerknęłam na łóżko Rachel po wyleczeniu jego ran jej już nie było i wezwałam z powrotem dyrektorkę. - powiedziała pani Pomfrey do John'a, który zaczynał się normalnie zachowywać.
- Dziękuje, poczułem się lepiej. - powiedział John. - Mogę już iść...
Zaczął wstawać ale pani Pomfrey zagrodziła mu drogę.
- Nie kochany. Zostaniesz tu, ja ci podam eliksir na omamy i inne takie, a pan Malfoy uda się z powrotem na lekcje. - powiedziała pani Pomfrey.
- Jasne... - powiedział nieco zdezorientowany John.
- To ja idę. Sam sobie dam radę. - powiedział przez zaciśnięte zęby Scor.
Scorpius wybiegł na zewnątrz. Chwilę się zastanowił. ''Chris, Hermiona, Harry, Ron, McGonagall, Rozmowa, Wiadomość z Ministerstwa''. Może po tym Rachel zaczęła się denerwować i wyszła ze skrzydła. Teraz wiedział tylko jedno, musi iść do Hermiony lub Rona spytać się o to co zaszło. Wiedział, że Ron może go potraktować mniej ufnie, a Hermiona może od razu wygonić Scorpius'a na lekcje, Potter pewnie zrobiłby to samo, a dyra to szkoda gadać. Lecz Hermiona podobno przyszła z wiadomością z Ministerstwa, więc nie słyszała rozmowy, ale może... no tak... ''może''. Najlepiej będzie udać się do Rona i będzie po wszystkim. Scorpius szedł cicho uważając na Filch'a i nauczycieli. Na szczęście Ślizgoni akurat nie mieli lekcji, tylko przerwę. Scorpius odetchnął i poszedł szukać spokojnie sympatycznego rudego przyjaciela. Po około dziesięciu minutach znalazł go i zaczepił.
- Panie Weasley! - powiedział Scorpius.
- Tak panie... - zaciął się gdy zobaczył kto przed nim stoi, zapewne nadal nie akceptował Malfoy'ów - panie Malfoy? - wycedził przez zęby.
- Chciałem pana najpierw bardzo przeprosić za oszukanie pana... wtedy... no wie pan... - Malfoy umiał doskonale grać swoją rolę, udawał smutnego chłopaka, który popełnił największy błąd swojego życia.
- Co się stało to się nie odstanie. Więc... tyle?
- Mam jeszcze pytanie. - powiedział udając nieśmiałego chłopczyka, Malfoy.
- Tak?
- O czym pan...pan... rozmawiał tej nocy w której zaginęła... Rachel Collins z... panem Potter'em i panią ...McGonagall. - spytał wahając się Scorpius.
- To chyba nie pańska sprawa, panie Malfoy.
- Ależ to bardzo ważne, staram się pomóc. Chyba wtedy będę mógł pomóc wam ją odnaleźć. - odpowiedział z nadzieją. Ron tylko zmierzył go zdziwionym spojrzeniem i zlitował się.
- Panie Malfoy, rozmawialiśmy o czystości krwi pańskich koleżanek. Czyli Soni Grimmie, Lusi Morgan i właśnie Rachel Collins.
- Ale... jak to?
- To, że nie są mugolami. - powiedział Ron.
- JAK? - spytał Malfoy.
- Lusi jest półkrwi tak jak i Rachel. Sonia jest czystej krwi. Nie wiedzą o tym.
- Sądzę, że Rachel się dowiedziała... Rozmawialiście a ona to słyszała, pewnie się nieco zdenerwowała i zwiała. Gdyby ktoś przede mną to ukrywał byłbym bardziej smutny, niżeli zły.
- Tak?
- Byłbym smutny, że ktoś przede mną ukrywa coś tak dla mnie ważnego.
Scorpius bez zastanowienia pobiegł do drzwi skrzydła szpitalnego i przystanął. Odwrócił się plecami do drzwi i spojrzał do przodu, starał się myśleć jak Rachel. Zamknął oczy i wyobraził sobie chwilę gdyby znalazł się w jej sytuacji. Jednocześnie smutek i szczęście, o tak. Satysfakcja, że ktoś z jej rodziny jest czarodziejem, ale i smutek bo ktoś przed nią to ukrywał. Chce uciec najdalej od tych kłamstw, najdalej jak to możliwe. Scorpius szedł przez korytarze, wchodząc po schodach wysoko do góry, tak długo aż nie zaciekawił go pewien obraz. Czarny wilk w złotej ramie, wielkie obraz idealnie robiący za drzwi do jakiegoś tajnego przejścia! Tak! Ale... Co to piszę tutaj na tej ramie?! Jakieś Runy...
 Całe szczęście, że ojciec nauczył go przez wakacje jak je odczytywać. ''Jedna szczera łza a zaprowadzę cię do najpiękniejszego miejsca jakie znam''. Rachel mogła wtedy płakać, zastanawiał się przez chwilę jakby tu zmusić się do płaczu, ale nie zdążył już tego zrobić.


---
Jutro może napiszę jakieś fajne świąteczne opowiadanie z Harry'm i Ginny w zakładce ''Specjalne Opowiadania''.
A tak poza tym!
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
22:00

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz