środa, 16 grudnia 2015

Rozdział 25. - Serpensortia

Scorpius odruchowo puścił ramię Rachel przez co upadła na podłogę a John próbował ją podtrzymać.
- Scorpius'ie! John'ie! Co w waszym dormitorium robi Gryfonka?! - spytał ostro Draco.
- ... Ktoś ją pobił i podrzucił nam do pokoju. - odpowiedział Scorpius.
- Podejrzewam kto to był. - syknął John.
- Pomóżcie wreszcie. 
- Uhm. Tak, tato, ona jest wężousta. - powiedział Scorpius i pomógł wstać z powrotem Rachel.
- Ja ją zaprowadzę do skrzydła szpitalnego, a wy macie iść do McGonagall, natychmiast! - powiedział pewnie Draco.
- Tak. - powiedział posłusznie Scorpius i puścił Rachel z powrotem na podłogę a ta mu posłała minę jakby chciała powiedzieć: ''Serio?!''. Draco chwycił Rachel za ramię i podniósł, w końcu po co miałby się męczyć z targaniem Gryfonki za sobą, jak może użyć siły i zanieść ją do skrzydła by mieć to z głowy? Mijając grupę Ślizgonów patrzących z zaciekawieniem na tą sytuację, Rachel traciła siły i przypominała sobie wydarzenia z tamtej bójki.

(wspomnienie)

Rachel ciągnięta przez James'a i Luke'a nie miała szans na ucieczkę, torba została przy Pokoju Życzeń, miała nadzieję, że jej przyjaciele zauważą jej zniknięcie i pójdą jej szukać.
- Będziemy mieć to z głowy. - mówiła Diana, która szła na przodzie co chwilę sprawdzając czy ktoś jest za rogiem. Wtedy Rachel kopnęła Luke'a i uderzyła go w twarz z pięści. Ten jęknął i zasłaniał swoją buzię. James zaś przywarł Rachel do ściany i próbował utrzymać, ale teraz mu to nie wychodziło. Rachel wymknęła mu się, ten odskoczył by nie oberwać, ale Rachel była szybsza i zdzieliła mu w twarz. Bez różdżki czuła się bezbronna i zaczęła się bronić użyciem siły. Diana patrzyła na nią z uśmieszkiem pełnym rozbawienia. Czy ona wie, że Rachel stoi przed nią? Bez różdżki? Silniejsza od jej samej? Zaczęła jednak się śmiać, wyciągnęła różdżkę i rzuciła krótkie zaklęcie: Serpensortia. A przed Rachel pojawiła się wielka żmija. Luke i James którzy stali z tyłu uciekli przerażeni. Rachel wpatrywała się w węża dziwnie spokojna, Diana to zauważyła i podniosła różdżkę wyżej a wąż ruszył do przodu.
- Nie zbliżaj się! - syknęła Rachel. Diana stała wpatrzona w nią równocześnie przerażona i wkurzona. A wąż zatrzymał się i spojrzał na Rachel.
- Zbliża się koniec. Może i nie jestem prawdziwy i powstałem z zaklęcia, ale wiem więcej niż się wam wydaje. - syczał wąż. - Czarny Pan nie powrócił... ale jednak zastąpił go równie dobry czarnoksiężnik, a wy wkrótce przekonacie się, że historia się powtórzyła. Niemożliwe jest to, że ktoś włamał się do zamku? Dla animaga to pestka. Ostrzegam cię tylko dlatego, że nie jestem po ich stronie. Do szlamy nigdy bym się nie odezwał, żadem mugolak nie może rozmawiać z wężami, a ty i twoje przyjaciółki nie jesteście nimi. 
- Skąd możesz wiedzieć? Jesteś tylko... 
- Wężem. Odpowiem na twe pytania. Ale najpierw odpowiedz mi na moje... 
- Dobrze.
- Dlaczego nie zdziwił cię fakt, że nikt nie przyszedł wam wyjaśnić co to Hogwart i dlaczego dostaliście listy? Przecież zwykle tak bywało u szlam... 
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam...
- Bo widzisz, może udasz się z przyjaciółkami do McGonagall i wszystko się wyjaśni. Miło się z tobą rozmawiało, ale zaraz mój żywot dobiegnie końca. 
- Zaczekaj, miałam zadać ci pytanie. 
Nagle Diana rzuciła zaklęcie i wąż zniknął, Rachel wpatrywała się długo w miejsce gdzie zniknął wąż i rozmyślała nad tym co jej powiedział. Starała się zapamiętać każde słowo i pobiec do McGonagall, jednak zapomniała, że tutaj jest także Diana, Rachel zorientowała się dopiero wtedy gdy Diana cicho coś mruknęła i przez ciało Rachel przeszedł dreszcz. Jakaś klątwa.
- Co ze mną zrobiłaś? - zasyczała Rachel. Zaraz, zaraz, czemu jeszcze mówię mową węży? - zastanawiała się Rachel, już wiedziała kiedy tym zaczyna mówić.
- Sycz, sobie sycz w tym parszywym języku, ale już nic nie zaradzisz! DRĘTWOTA! - krzyknęła Diana a Rachel odskoczyła uderzona zaklęciem i upadła na posadzkę. Ogłuszyła ją . Po chwili Rachel była związana, a Diana maltretowała ją, waląc po twarzy, rzucając jakieś zaklęcia i inne takie. Potem pamiętała tylko ciemność, krzyk, ból i John'a który uwolnił ją z szafy.

(koniec wspomnienia)

Gdy to wszystko sobie przypomniała, leżała już w skrzydle szpitalnym a nad nią stali: McGonagall, Draco, Harry, Ron, Hermiona, Scorpius, John, Max, Alex, Sonia, Lusi, Kate i pani Pomfrey.
- Jak to się stało panno Collins? - spytała McGonagall.
- John... - wykrztusiła ledwo.
- Co? - spytał John.
- Johnson... - wykrztusiła zła Rachel.
- Co się dzieje?! - spytała przerażona McGonagall.
- Mówi, że to Diana jej to zrobiła. - powiedział Scorpius.
- Dobra... Przyznać się kto jest tutaj jeszcze wężousty? - spytała Sonia.
- Tylko ja, John i Rachel. - powiedział Scorpius. - Chyba, że o czymś nie wiem.
- Rzuciła na mnie klątwę... - powiedziała do Scorpius'a.
- Rzuciła na nią klątwę. - powiedział Scorpius.
- Od tego momentu mówię bez przerwy mową wężów. - powiedziała Rachel kilka słów w języku węży a kilka normalnie.
- Mówi, że od tego momentu mówi bez przerwy mową wężów. - wyjaśnił John.
- Wielkie nieba! - powiedziała pani Pomfrey. - Co to za kółko przyjaciół?! Maksimum sześć osób w odwiedziny! - warknęła.
- Ja zostaję. - powiedziała Kate.
- I ja. - powiedziały Lusi i Sonia.
- No oczywiście, że ja też! - krzyknął Max.
- No i ja. - powiedział Alex.
- My też. - powiedział Scorpius i John.
- Nie! Wynocha! - powiedziała Pani Pomfrey.
- Poppy, pozwól, że ja zadecyduję kto zostaje. - powiedziała McGonagall. - Hermiona, Harry, Ron, Draco, Ja i ewentualnie ktoś z wężoustych by tłumaczył co mówi Rachel.
- Mój syn zostanie. - powiedział Draco. - A reszta niech wyjdzie.
- Nie ma mowy! - krzyknął Max.
- Daj spokój kochasiu. A po za tym, przecież pan Potter jest wężousty. - powiedział John.
- Przestań John. - syknęła wkurzona Rachel.
- Nie. - syknął i uśmiechnął się chytrze.
- Takie pogawędki to na później. - powiedział Scorpius.
- Przestańcie! - krzyknęła Kate i zatkała sobie uszy.
- Cząstka duszy Voldemorta wraz z tą umiejętnością zniknęła. - powiedziała Hermiona.
John wyprowadził wszystkich.
- Dlaczego raz mówię normalnie a raz w języku węży? - spytała Rachel.
- Ona się pyta czemu mówi raz tak raz tak. - przetłumaczył Scorpius.
- Klątwa Diany nie była zbyt dobra, jak na młodą osobę to i tak zdołała zrobić dużo.
- Ona wyczarowała węża. Mówił do mnie. Mówił... Mówił... - zacięła się Rachel i nagle się zakrztusiła i wypluła krew.
- Spokojnie Rachel. - powiedział Scorpius. - Co do ciebie mówił?
- O co chodzi? - spytała McGonagall gdy pani Pomfrey zaczęła podawać lekarstwo Rachel.
- Diana wyczarowała węża który coś mówił do Rachel.
- O tym, że nie ja i moje przyjaciółki nie jesteśmy mugolami... O tym, że animagiem do Hogwartu dostać się łatwo, historia się powtarza... O tym, że ktoś przejął stery śmierciożerców i jest tak potężny jak sam Voldemort... - wymieniała Rachel.
- Co ty pleciesz?! - krzyknął Scorpius. - Jak... To niemożliwe!
- Co? - spytał Ron.
Scorpius powiedział to co powiedziała mu Rachel, a gdy skończył, Potter wybiegł ze skrzydła razem z Hermioną i Ronem.
- Co się stało potem? Wąż jej to mówił? - pytała McGonagall.
Scorpius posłał pytające spojrzenie Rachel, ale natychmiast odwrócił głowę w drugą stronę zaciskając powieki. Rachel wymiotowała.
- Powinna odpocząć. - powiedział Scorpius.
- Słuszna uwaga. - powiedziała McGonagall i oczyściła podłogę i kołdrę z wymiocin i krwi. Pani Pomfrey podała szybko lek Rachel. Ona zaś ciężko oddychała, każdy skrawek ciała ją bolał, mięśnie jakby zostały zamienione na porozrywane chusteczki, powieki same się zamykały, była bardzo znużona.
- Jestem wykończona... Chcę spać. - powiedziała Rachel.
- Wiem. - powiedział Scorpius.
- Niech państwo Malfoy'owie tu zostaną i jej popilnują, ja pójdę do Diany, dać jej najsurowszą karę na jaką zasłużyła. Czyli szlaban przez trzy godziny do końca roku szkolnego i minus 100 punktów dla Slytherin'u. Może nawet poproszę Filch'a by wymyślił jej karę. - warknęła McGonagall i poszła w kierunku wyjścia.
- Masz kochanieńka, wypij to lekarstwo a klątwa minie. - powiedziała pani Pomfrey i podała jej płyn.
- Ohydnie wygląda. - syknęła Rachel.
- Musisz wypić. Zrobi ci się lepiej... - powiedział Scorpius Malfoy.
Wypiła całe i wykrzywiła usta w grymasie, spojrzała na panią Pomfrey i Malfoy'ów. 
- Okropne. Jestem wykończona... - powiedziała Rachel.
- Działa znakomicie. - powiedział Draco.
Rachel z trudem przekręciła się na prawy bok sycząc z bólu.
- Dam ci leki przeciwbólowe i nasenne. - powiedziała pani Pomfrey.
- Dobrze i dziękuje. - powiedziała obolała Rachel.
- A wy panowie proszę z tąd wyjść! Panna Collins chce odpocząć! - warknęła na Malfoy'ów a oni wyszli zostawiając Rachel samą z panią Pomfrey.

~*~*~*~

 Malfoy wyszedł zza drzwi ze swoim ojcem i udał się do Wielkiej Sali gdzie jak miał nadzieję, zobaczy John'a i nieznośną bandę Gryfonów. Gdyby John nie znalazł Rachel mogłaby nawet umrzeć, gdyby nie uciekła to by do tego nie doszło. Jednocześnie chciał nakrzyczeć na Rachel i jednocześnie ją pocieszyć. Był Malfoy'em, czemu miałby obchodzić jego los innych, był w końcu zadufanym w sobie dupkiem - przynajmniej tak go widzieli Gryfoni. Tylko John wiedział jaki jest na prawdę. Gdy jest ze swoim kumplem może wreszcie zachowywać się normalnie, w towarzystwie Lusi, Kate, Alex'a, Max'a... czuje się spięty i nerwowy. Lubi Max'a i dziewczyny, ale Alex nie jest przez niego tolerowany. A teraz czas wejść do Wielkiej Sali i założyć na siebie maskę obojętności, wyrzucić wszystkie uczucia, by nie można mu było czytać z jego szarych zimnych oczu. Nikt przecież nie mógł wiedzieć, że martwi się losami Gryfonki, lecz szczerze mówiąc, ostatnio miał gdzieś wszystkich którzy uważali, że Gryfoni to ich wrogowie. Co prawda, zdarzali się tacy jak na przykład Alex.
- Hej Scor, co u niej? - szepnął po chwili do jego ucha cichy głosik, Lusi.
Odwrócił się, była w towarzystwie Kate, ostatnio te dwie doskonale się dogadywały.
- Jak na razie okej, pozbyli się klątwy wężoustego i podali jej leki przeciwbólowe i nasenne. Teraz pewnie słodko śpi. - oznajmił Scorpius.
- Wspaniale, Sonia łazi od ściany do ściany w Pokoju Wspólnym ciągle trajkotając do Alex'a i Max'a w jakim to niebezpieczeństwie się znalazła. - powiedziała Kate.
- Nie martwicie się o nią? - spytał zdziwiony Scorpius.
Gryfonki nie martwiące się o przyjaciółkę - rzadko spotykane zjawisko.
- Cóż... - ciągnęła Kate.
- Praktycznie, jest w skrzydle pod opieką genialnej pielęgniarki, chyba nie ma się o co martwić. - powiedziała Lusi i odeszła razem z Kate. Scorpius dotarł do Wielkiej Sali i udał się do John'a który siedział, jakby czekając na niego.
- I jak? - spytał się.
- Okej, jest w porządku. - powiedział Scorpius i puścił mu oczko chytrze się uśmiechając. Specjalnie nie chciał mówić o tym co się stało by ktoś przypadkiem nie podsłuchał.
- Porozmawiamy o tym później w dormitorium. A poza tym... Która godzina? - spytał John.
- Emmm. Dochodzi wpół do dziewiątej wieczorem. - powiedział Scorpius.
- To bierzemy żarcie po kryjomu do torby i idziemy. - powiedział John i uśmiechnął się chytrze.
- Czyli jak zawsze. - powiedział Scorpius. - Co mamy jutro pierwsze?
- ONMS - powiedział szybko John pakując najwięcej jedzenia ze stołu do torby.
- Wspaniale. Kolejna niebezpieczna lekcja... a z kim? - spytał Scorpius.
- Ty masz sklerozę? Z GRYFONAMI. - powiedział jakby to było coś oczywistego.
- No tak. Ostatnio jestem nie ogarnięty. - powiedział Scorpius.
- Zauważyłem. - powiedział John i wstał, a Scorpius zrobił to samo. - Dziś będziemy mieli co świętować.
- Hmm?
- NASZĄ WYGRANĄ!
- Przymknij się. Jeszcze nie wygraliśmy, w przyszłym tygodniu jest mecz. - powiedział Scorpius.
- Może... Ale i tak wygramy, ciekawe co tym razem wymyśli Christopher. - powiedział John potrząsając torbą, nagle coś gruchnęło w niej. - Oops.
- Świetnie. Co ty tam jeszcze masz? - spytał Scorpius.
- Nie mam bladego pojęcia. A po za tym chyba musimy iść okrężną drogą, czuję, że Irytek znów gdzieś tu grasuje. - powiedział John.
- Ty i te twoje przeczucia. - prychnął Scorpius.

---
Chyba najdłuższy rozdział. Ale chyyyba.
 Niedługo święta i moja bluza z HP! 
Pozdrowienia.
Dobranox.
21:50

2 komentarze: