niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 21. - Latanie

(Tymczasem u Soni i Alex'a)
Sonia razem z Alex'em szli za McGonagall i złotą trójką do jej gabinetu, a właściwie nie szli tylko biegli. Alex szedł obok McGonagall, Sonia zaś trzymała się z tyłu, to wszystko ją przerastało, ten sen, te ofiary. Czy to możliwe, że to przez nią? Sonia tylko patrzyła na plecy Alex'a i zastanawiała się nad tym co ją czeka. McGonagall była trochę zaskoczona, a nawet bardzo. Złota Trójka była bardziej przerażona i zaskoczona od niej. Sonia się nawet nie zorientowała kiedy dotarli do gabinetu. Rozejrzała się i spostrzegła stare obrazy ze starymi dyrektorami i dyrektorkami Hogwartu. Alex stał obok niej trochę nerwowy.
- A więc, pani Grimmie widziała co się stanie... w swoim śnie? - spytała McGonagall złotą trójkę.
- Na to wygląda... Sonia może mieć jakiś związek z kimś kto morduje te niewinne dzieci. - oznajmiła Hermiona.
- Miejmy nadzieję, że nie. - powiedział Harry Potter. - To nic przyjemnego, jeżeli chodzi nam o tą samą rzecz.
Wszyscy spojrzeli po sobie. Sonia i Alex trzymali się z boku, nikt nawet na nich nie spojrzał i nie zapytał o nic. Aż to czasu gdy Sonię do końca zaczęła zżerać ciekawość.
- Ale... Co to znaczy? - spytała.
- Nic, nic. - powiedział Ron.
- To znaczy, że za każdym razem jak przyśni ci się coś w tym stylu... od razu chodź do mnie, albo wyślij mi sowę. - oznajmiła McGonagall. - Jak na razie możecie iść.
Sonia i Alex już mieli wychodzić gdy nagle McGonagall znowu ich zatrzymała.
- Przekażcie panu starszemu Davis'owi, że trening, który będzie się odbywał na stadionie quidditcha będzie nadzorowany przez pana Weasley'a... Musi być dodatkowa ochrona. - oznajmiła McGonagall.
Alex i Sonia popędzili do Wielkiej Sali gdzie zastali już Rachel, Lusi, Kate, Max'a, John'a i Scorpius'a.

~*~*~*~

Rachel i reszta czekali aż Sonia i Alex wrócą z gabinetu dyrektorki i pójdą z nimi na boisko. Nie czekali długo bo już biegli w ich stronę.
- I co? - spytała Lusi.
Sonia opowiedziała im wszystko co się zdarzyło.
- Uhm. Dobra... To idziemy na boisko z Weasley'em?! - spytał głośno Malfoy.
- Na to wygląda. - powiedział Max.
- No dobra, może jego jakoś przekonamy, a jak nie to jakieś zaklęcie...
- EJ! MALFOY! To nie byle kto, on się zna na czarach. - skarciła go Lusi.
- No dobra, dobra. Uważaj bo wybuchniesz. - powiedział Malfoy.
- To idziemy? - spytała Rachel.
- No w sumie możemy. - mruknął John.
Wszyscy wstali i ruszyli do wyjścia. Po chwili już byli na błoniach, przy stadionie stał jedynie Ronald Weasley. Wszyscy ruszyli nie chętnie do niego.
- Gdzie reszta drużyny? - spytał Weasley.
- No właśnie. Teraz chcę panu coś wyjaśnić. - powiedział pewny siebie John. - Wie pan, McGonagall pozwoliła nam nadzorować tych pierwszoroczniaków podczas latania na miotłach. Dokładniej, to powiedziała, że możemy im pożyczyć swoje miotły. Na miotłach będą latać Sonia i Rachel. Oni mogą tu zostać.
- Gdzie pozwolenie od McGonagall? Podpisała coś? Bo jak nie to pójdę do niej i... - mówił Weasley.
- Proszę się nie martwić! - powiedział spokojnie Scorpius i podał zakłopotanemu John'owi zwitek pergaminu. John rozwinął pergamin, sam przeczytał i podał Weasley'owi. Ten czytał to uważnie ale potem przytaknął.
- No więc... macie pozwolenie. To latajcie a ja się zajmę by nikt tu nie przyszedł. - powiedział Weasley. Rachel patrzyła na Malfoy'a pytającym spojrzeniem a on aby puścił oczko i chytrze się uśmiechnął. John poszedł do namiotu ślizgonów i po chwili wrócił z dwiema miotłami.
- Rachel będzie latała na mojej, a ty Scor daj swoją Soni. - powiedział John.
- Dobrze. - powiedział przesłodzonym tonem Scorpius.
John podszedł do Rachel i wręczył jej miotłę. Rachel uważnie ją obejrzała.
- Błyskawica. Chyba była droga nie? - rzekła Rachel.
- Taak. Jest idealna dla szukającego, musisz być szybka a ta miotła jest... chyba wiesz. - powiedział.
- Tak. - zaśmiała się Rachel i spojrzała na Scorpius'a i Sonię. Sonia łypała na Scorpius'a, który chciał jej pomóc odpowiednio dosiąść miotły, w końcu ten się poddał i pokazał ręce w akcie poddania się.
- Wsiadasz czy nie? - spytał John.
- No tak. - powiedziała Rachel trochę nie pewnie.
- Słuchaj musisz być ostrożna, ta miotła jest bardzo szybka. Sonia dosiada Nimbusa 2001 więc nie będzie miała zbyt dużego trudu. Wiesz w ogóle coś o lataniu, albo o quidditch'u? - spytał John.
- Też pytanie, jasne, że tak. Max odpowiada mi o lataniu jak nadarzy się okazja. - odparła Rachel. A gdy John rzucił pytający chytry uśmieszek to Rachel pokazała mu język i odbiła się od podłoża. Sonia już szybowała w powietrzu. Rachel odetchnęła z ulgą, chwilę tak była w jednym miejscu ale potem usłyszała krzyk John'a.
- Wypuszczamy znicza! Scor dosiądzie zmiataczki z magazynu stanie na obronie a Sonia będzie próbowała wbić kafla do jednej z pętli! Ja też polecę na zmiataczce wyżej by zobaczyć jak sobie radzi Rachel! - krzyczał. Sonia prychnęła. Po chwili ktoś podał jej kafla, a koło Rachel przeleciał złoty znicz. Rachel westchnęła i wpatrzyła się w przestrzeń. Sonia nieźle sobie radziła czasem Malfoy się wkurzał, że wbiła mu gola ale w końcu on nie jest prawdziwym obrońcą Ślizgonów. Nagle coś Rachel mocno uderzyło, syknęła z bólu i straciła na chwilę równowagę. Zawisnęła na miotle.
- Przepraszam! Tłuczki się wydostały! - zaskrzeczał John.
Rachel wciągnęła się na miotłę i poszybowała szybko za złotą piłeczką, którą zobaczyła, złapanie znicza było jeszcze bardziej trudne niż myślała. Poczuła się wolna jak ptak, zrobiła się weselsza, zauważyła, że John szybuje nad nią. Rachel zrobiła gwałtowny zakręt bo piłeczka nagle zmieniła kierunek, rękę i znicza dzieliło kilka centymetrów... i nagle TAK. Złapała go! Mimo, że nie był to mecz, ale i tak się cieszyła, ucałowała znicz i pokazała do góry. Małe skrzydełka trzepotały w jej ręce. Zleciała na dół i dotknęła stopami ziemi. Sonia i Malfoy byli zajęci i nawet nie zauważyli, że Rachel złapała znicz. Rachel usiadła na ławce obok Max'a, Alex'a, Lusi i Kate.
- I jak było? - spytał Max. - No wiesz... NA BŁYSKAWICY?
- Genialnie. - powiedziała krótko Rachel.
- Czy oni mają pojęcie, że już skończyliśmy? - spytał Alex.
- To ja polecę im przerwać zaciętą walkę. - oznajmił John.
Poleciał do Soni i Scorpius'a, przerwał im tą zaciętą walkę i przyleciał z nimi z powrotem.

---
Do każdego rozdziału będę dodawała jakiś gif czy tam obrazek z HP, nie koniecznie pasujący do rozdziału.
21:56

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz