piątek, 30 października 2015

Rozdział 3. - Rozmowa z mamą

Gdy dziewczynki puściły już mamę Lusi pobiegły od razu do pokoju. Uczucie towarzyszące każdej było wspaniałe, cudowne, ciężkie do opisania. Zachwycone usiadły przy łóżku.
- Jak ja już chcę koniec wakacji! - jęknęła Sonia poprawiając swoją niebieską opaskę z małą różową kokardą. Rachel siedziała cicho i marzyła o tym by się tam znaleźć. Lecz nagle przeszedł ją dreszcz, poczuła ukłucie w żołądku.
- Pomyśleliście... - mówiła prawie szeptem Rachel. - Że... Idziemy w nieznane? Nie wiemy co nas tam czeka.
- Nowi ludzie i otoczenie. - dodała Lusi lecz nie przejmowała się tym tak jak Rachel. Rachel spoglądała to na jedną, to na drugą. Szczerze nie przejmowała się tym też zbytnio, ale jednak to zajęło większą część jej myśli w tej chwili. Westchnęła i uśmiechnęła się.
- Jestem tak podniecona, że chyba całą noc nie będę spała. - powiedziała ożywiona Sonia.
- Chce ktoś trochę ciastek? - spytała Lusi pokazując na talerzyk który leżał sobie na kartonie. Rachel i Sonia pokręciły tylko żywo głowami.
- Lusi, posłuchaj gdzie my to wszystko kupimy? Raczej nigdzie w Londynie nie znajdziemy różdżek i kociołków. - rzekła śmiesznym tonek Sonia.
- Kuzyn twojej mamy pewnie będzie wiedział gdzie to znaleźć - powiedziała szybko Rachel widząc zbitą z tropu minę Lusi.
Ta tylko wzruszyła ramionami. Rachel poczuła, że tego wieczoru wydarzyło się tyle, że chyba zaraz pójdzie spać. Nagle pomyślała o tym co by było gdyby to był tylko sen? Co jeśli jutro obudzi się w domu, spakowani, a to co się wydarzyło to tylko głupi sen, który stworzyła jej wyobraźnia? Rachel wzdrygnęła się lekko.
- Ja idę do łazienki. Od razu ubiorę się w piżamę, jestem wykończona dzisiejszą przygodą-ąąą. - ziewnęła głośno Rachel.
Przeciągnęła się i poderwała się szybko do drzwi. Zabrała torbę ze swoimi rzeczami które przyniosła Pani Morgan i zaszyła się w łazience. Umyła szybko zęby, patrzyła w lustro widziała swoje zmęczone, czerwonawe oczy, ściągnęła okulary i przetarła sobie oczy palcami. Położyła okulary na szafeczce i ubrała się w piżamę. Przeciągnęła się i znowu głośno ziewnęła. Wzięła swoje ubrania które ściągnęła i włożyła je do opróżnionej wcześniej torby. Zabrała ją, wyszła z łazienki i weszła po chwili do pokoju dziewczynek. Była w nim Pani Morgan. Prawdopodbnie przerwała rozmowę bo wszyscy przestali mówić jak weszła.
- Rachel, moi rodzice i twoi wysłali sowę z potwierdzeniem. - dodała szybko Sonia.
- Tak... Dobrze więc, mogę pożyczyć twoją sowę Sonia? - spytała miło pani Morgan.
- Oh... Tak oczywiście. - powiedziała trochę zawiedziona Sonia.
Rachel zauważyła, że Sonia nie chętnie daje sowę mamie Lusi. Chciała zapewne spędzić z nią resztę życia bez rozłąki. Rachel uśmiechnęła się do niej, a Sonia odwzajemniła to.
Dziewczynki nawet nie zauważyły kiedy zasnęły na materacach przyniesionych przez pana Morgana (Pan Morgan nie był zbyt szczęśliwy co świadczyło, że  pani Morgan wyjaśniła mu całą sprawę). Sonia nawet nie ubrała się w piżamę przez co była budzona przez panią Morgan, która starała się ją namówić do zmiany ubrania. Rachel czekała, aż Sonia i Lusi zasną, co nie trwało długo. Gdy było słychać tylko ciężkie oddychanie przyjaciółek, Rachel wstała i podeszła do okna. Oceniła, że jest około pierwsza w nocy. Księżyc był bardzo wysoko, wpatrywała się w niego długo. Marzyła o tym by znaleźć się w Hogwarcie i zobaczyć jak to jest... Nawet nie zorientowała się kiedy nogi same ją poniosły do materacu. Zasnęła głęboko i spała długo...
Wszyscy Morganowie wstali o 6.00 rano, wyspani i wypoczęci, Sonia i Rachel spały do 12 rano. Rachel wstała powoli z materaca, wzięła grzebień i zaczęła z trudem rozczesywać bardzo rozczochrane, kręcone włosy, aż w końcu się poddała i poprosiła o pomoc mamę Lusi. Poszła do łazienki a po 10 minutach wyszła uczesana, ubrana w okularach wesoła, że jednak to na prawdę się wydarzyło. Sonia siedziała jeszcze w pokoju Lusi próbując wyciągnąć swoją opaskę z bardzo rozczochranych, bujnych, zwykle prostych, czarnych włosów.
- Dzień dobry! - rzuciła szybko Rachel gdy zauważyła panią Morgan w kuchni szykującą obiad.
- Witam. Twoja mama powiedziała, że masz przyjść o trzeciej po południu do domu bo muszą pogadać o twojej nowej szkole. - rzekła pani Morgan.
Serce jej podskoczyło do gardła. Co? Jak? Czemu o tym chce rozmawiać? Poczuła pustkę i smutek lecz starała się tego nie okazywać. Może nigdy nie odwiedzi Hogwartu? Wszystko może być stracone! Rachel drżały ręce, usiadła na krześle nie odzywając się do pani Morgan przez resztę pobytu w kuchni. Była zbyt pogrążona w myśleniu o tym, że wszystko może się skończyć tak szybko jak się zaczęło. Skoro już ma się to stać to niech idzie tam teraz, nie chce robić sobie nadziei, że jednak pojedzie do Hogwartu. Westchnęła ciężko.
- Idę już do domu. - oznajmiła po dłuższym czasie Rachel.
- Oh, tak wcześnie? No dobrze... - powiedziała smutno pani Morgan.
Szybko wyszła z domu z torbą z piżamą, szczoteczką i bielizną. Szła sobie po Chesterfield Grove i skręciła na Flavour Street. Co jakiś czas przejeżdżał samochód. Rachel zobaczyła jakiegoś typa w czarnym płaszczu i kapturze, dreszcz ją przeszedł, przyśpieszyła kroku. Dotarła po piętnastu minutach na miejsce. Do swojego domu... Flavour Street numer 7. Weszła szybko do domu i rzuciła torbę w kąt. W domu Rachel można było czuć się bezpiecznie i pewnie. Z lewej strony przywarty do ściany był drewniany wieszak. Ściany były pokryte deskami. Na końcu pomieszczenia znajdowało się wielkie okno, przed lustrem są drzwi do łazienki. Rachel zrobiła skręt w prawo, weszła do pomieszczenia w którym na lewo były drewniane schody. A na w prost drzwi do salonu. Weszła do salonu a z salonu do małej kuchni.
- Już jesteś? - spytała zdziwiona mama Rachel, Susan.
- Tak. - odpowiedziała szorstko Rachel.
- Chciałam się aby spytać, czy na pewno chcesz być w tej szkole. - spytała się miło lecz bez uśmiechu mama Rachel.
- No pewnie, że chcę! - powiedziała głośno Rachel. - Pragnę tego najbardziej na świecie!
Mama westchnęła.
- Ale wiesz, że tam będzie ci o wiele trudniej niż tutaj nauczyć się czegoś. - powiedziała spokojnie mama Rachel przerywając gotowanie. - W ich świecie nazywają nas mugolami. A takim jak my rzadko wychodzi coś dobrze z magią...
Rachel wytrzeszczyła na nią oczy.
- A ty co wiesz o Hogwarcie? - spytała tym razem spokojniej Rachel.
- No  więc... Brat twojego ojca dostał taki list. Nigdy nie dziwiło Cię to, że matki twoich przyjaciółek bardzo zżyły się ze mną. Wszystko wiedzieliśmy, podejrzewaliśmy, że możecie dostać taki list. I przygotowaliśmy się na to. - oznajmiła stanowczo kończąc rozmowę pani Collins.

---
A więc na razie tyle.
Poziom zmęczenia: WYSOKI
Poziom długości rozdziału: ŚREDNI
Poziom ciekawości rozdziału: NĘDZNY
Dobranox czarodzieje! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz