czwartek, 29 października 2015

Rozdział 2. - Wyczekiwania

Dziewczynki nadal wymieniały zdenerwowane spojrzenia. Rachel usiadła i zaczęła głaskać sowę która przyniosła jej list. Ta tylko pohukiwała ponuro. Jedna sowa trzymała coś jeszcze. Była to sowa która przyniosła Soni list.
- Sonia, tutaj jest coś jeszcze. - powiedziała wskazując palcem na dużą sowę śnieżną która przyniosła list Soni.
Sonia natychmiast się poderwała (prawie przez to spłoszyła sowę) i zabrała karteczkę z małym dopisem. Uśmiechnęła się szeroko. 
- Ojejku, zobaczcie. - powiedziała Sonia podniecona pokazując kartkę Lusi i Rachel.

Panno Morgan, oświadczam, że ta sowa należy już do pani, kupił ją dla pani pański wuj, William.

- Fajnie. - powiedziała Lusi uśmiechając się do niej. - Ale czekajcie... To jest bardzo dziwne.
Rachel i Sonia spojrzały na nią.
- Jakaś obca kobieta wysyła nam list, że dostaliśmy się do szkoły magii w Hogwarcie i na dodatek z biletem na peron który nie istnieje... To na pewno jakiś głupi żart. - powiedziała szybko Lusi. - No bo... Magia nie istnieje prawda?
Sonia tylko lekko pokiwała głową i spojrzała na śnieżnobiałą sowę którą otrzymała.
- Sądze, że musimy pokazać to rodzicom. - powiedziała stanowczo Rachel.
- Słusznie. - rzekła Sonia.
Wszystkie trzy poderwały się i poszły w kierunku drzwi. Sonia na chwilę przystanęła.
- Czekajcie. - powiedziała szybko i odwróciła się patrząc na sowę śnieżną. - Rita! Chodź.
Lusi spojrzała się na nią dziwnie. A sowa śnieżna - Rita, podleciała i usiadła na jej ramieniu.
- No co? Musi mieć jakieś imię. - oświadczyła zdziwiona jej reakcją Sonia.
Dziewczynki zeszły po schodach i weszły nagle do kuchni. Oczywiście, mama Lusi bardzo się zdziwiła na widok dziewczynek na dodatek w towarzystwie sowy. 
- A to co? - spytała się nagle. - Co to za sowa?
- Do góry są jeszcze dwie. - oznajmiła nagle  Rachel.
- Co? - spytała tym razem zdziwiona ale i przestraszona mama Lusi.
- A to listy które przyniosły. - powiedziała Lusi i Sonia jednocześnie wyciągając ręce ze swoim listem. 
Mama Lusi patrzyła na dziewczynki i zabrała bez słowa list od Lusi i zaczęła śledzić oczyma tekst.
- Cóż... - dodała po chwili. - Mogłam się tego spodziewać.
Dziewczynki patrzyły na nią ze zdumieniem.
- Co to znaczy? - wyrzuciła szybko Lusi podchodząc do mamy. 
- Mój kuzyn, Steve Smith, dostał też taki list... I okazało się, że to prawda, istnieje ta szkoła i ten peron... - dodała pośpiesznie Pani Morgan widząc zaniepokojone twarze dziewczynek.
- A więc... Dostaliśmy się do szkoły... Magii? - powiedziała po woli i z drżącym głosem Rachel. 
- Na to wygląda. Ale... Skoro tak... Nie możemy wyjechać do Rosji, Lusi... Tata będzie musiał sam wyjechać za granicę. - powiedziała zaniepokojona mama Lusi.
Lusi jednak uśmiech pojawił się na twarzy.  Podbiegła do mamy i przytuliła ją mocno do siebie. Rachel uśmiechnęła się do Soni, która wyglądała jednak na zmartwioną.
- A co z naszymi rodzicami? - dodała nagle Sonia. -  Trzeba im wyjaśnić co i jak... Przecież my też mamy jutro wyjechać z Londynu do Kanady a nie możemy! 
-  Ja do Niemiec. - mruknęła Rachel.
- Nie martwcie się dziewczynki... Pójdę z nimi porozmawiać, choćby w tej chwili. - powiedziała szczęśliwie mama Lusi. - Tata chyba przyjechał. Powiedzcie mu, że idę porozmawiać z waszymi rodzicami i wyjaśnijcie mu o co chodzi.
Mama Lusi założyła koszulę i buty i wyszła szybko z domu. Dziewczynki nie posiadały się z zachwytu. Ale jednak po chwili szczęście uleciało tak szybko jak się pojawiło.
- A co jeśli... jeśli się nie uda? - powiedziała smutno Sonia głaszcząc swoją sowę po głowie.
- Daj spokój! Moja mama potrafi być przekonująca! - powiedziała wesoło Lusi podskakując ze szczęścia. - Będziemy się uczyć w jednej szkole! Magicznej! TO CUDOWNE!
Po chwili do kuchni wszedł wysoki blady mężczyzna w garniturze o czarnej brodzie, wąsach i łysiejącej powoli czarnej jak smoła czuprynie. Na szpiczastym krzywym nosie miał osadzone prostokątne, cienkie okulary. Uśmiechnął się do nich z pod wąsa i położył swoją teczkę na ladzie w kuchni.
- Dobry wieczór. - wypaliła Sonia.
Pan Morgan dopiero teraz zauważył, że na jej ramieniu siedzi sowa. Zdziwił się lekko ale przejechał palcami po wąsach i mruknął coś co przypominało ,,Dobry....''.
- Tato, nie uwierzysz, muszę ci wszystko opowiedzieć. Mama poszła rozmawiać z rodzicami Rachel i Soni o tej sprawie, a sama się na to zgodziła. Lecz... - tu Sonia urwała i jej twarz zrobiła się mniej wesoła. - Nie możemy z tobą jechać do Rosji...
Pan Morgan spojrzał na nią ze zdumieniem i wypalił nagle jakby to był żart:
- Co? A dlaczego to tutaj stoją te kartony? Wyprowadzamy się jutro, przestań wierzyć, że zmienimy zdanie. - powiedział.
- Ale to prawda! Teraz mnie wysłuchaj. - powiedziała Lusi zanim jej ojciec wszedł do jadalni.
- No dobrze, posłuchajmy co masz do powiedzenia. - spojrzał na córkę z pod okularów.
- Sowy przysłały nam list z Hogwartu czyli szkoły magii. Mamy odpowiedzieć na list do 31 lipca i przygotować się to tego, mamy wszystko napisane tutaj co potrzebujemy. Tato, tak się właśnie stało. Mama powiedziała, że ma kuzyna który też dostał taki list! - dodała szybko zdenerwowana widząc przelotne spojrzenie pana Morgana.
- Potem o tym z mamą porozmawiam. - dodał ponuro i wyszedł do jadalni, a z jadalni do salonu.
Lusi stała obrażona.
- No ale przynajmniej go nie okłamałaś. - powiedziała Rachel.
- Powiedziałaś całą prawdę i tylko prawdę. - powiedziała dumnie Sonia.
- Chodźmy rozpakować moje rzeczy do góry. - powiedziała pośpiesznie Lusi zapominając o zachowaniu taty.
Dziewczynki pobiegły na górę i zaczęły wyciągać rzeczy z kartonów. Rachel nigdy nie czuła się bardziej szczęśliwa, tak samo Sonia i Lusi. Po wypakowywaniu wszystkich rzeczy rozmawiały i zastanawiały się co będzie je czekać w szkole.
- Zgaduję, że będzie to wielki budynek coś w stylu naszej zwykłej szkoły by nie wyglądało podejrzanie... - powiedziała Lusi.
- Chyba nie. Będzie to zamek. Tak na pewno. - oznajmiła Sonia.
- Ja to nawet nie wiem. I tak pewnie to będzie coś wspaniałego. - powiedziała podniecona Rachel.
- Nigdy w życiu tak nie chciałam by skończyły się wakacje... - powiedziała wesoło Sonia.
- Ojeju. Jest już dziewiąta w nocy. Ale to zleciało... - powiedziała smutno Rachel.
- Moja mama was odprowadzi jak tylko wróci. - powiedziała Lusi.
- ACH!
- Sonia wszystko w porządku? - spytała zdenerwowana Rachel.
- Tak.. To tylko sowa, lekko mnie ugryzła... mam nadzieję, że nie specjalnie... - powiedziała śmiejąc się Sonia.
- Jakie zwierzę sobie kupicie? Kota czy sowę? O ropuchę już się nie pytam bo wiadomo, że żadna nie weźmie... - powiedziała szybko Rachel.
- Ja już mam sowę. - powiedziała dumnie Sonia.
- Ja też sobie kupię sowę. - powiedziała Lusi.
- A ja... Chyba też... Ale chcę chyba kota... - oznajmiła niepewnie Rachel.
Rachel położyła się na wielkiej poduszce - fotelu. Dwie inne sowy piją wodę z miseczki którą przygotowała Lusi. Usłyszeli, że ktoś wszedł do domu, wszystkie dziewczynki się zerwały i pobiegły po schodach, płosząc Ritę. Lecz i tym razem nie miało to nawet znaczenia dla Soni. Pani Morgan uśmiechała się do nich, co też bardziej poprawiło im humor.
- I jak? - spytała zniecierpliwiona Lusi.
- Obydwie się zgodziły, i przy okazji... Mamy listy napisane już z potwierdzeniem. - powiedziała wesoło pani Morgan i podała im listy. - Pójdę pogadać z tatą. Ach... I przy okazji. Rodzice powiedzieli, że możecie zostać na noc. Tutaj mam wasze piżamy i inne takie.
Pani Morgan podała im siatki z rzeczami i uśmiechnęła się, a Rachel i Sonia wyszczerzyły do niej zęby i bez zastanowienie rzuciły się jej na szyję obściskując ją.

---
Heh. No to na razie tyle. Pisałabym dłużej i więcej ale nie mogę... To zmęczenie xD
Serdecznie pozdrawiam i życzę dobranoc. :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz