niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 40. - ,,Wszystko jest możliwe!"

Rachel obudziła się wcześnie i od razu poszła do łazienki ubrać się i odświeżyć. Sonia spała w najlepsze, tak samo jak i Kate. Lusi była już uszykowana i zaczęła budzić po kolei dziewczyny.
- No już wstaje, już... Przestań mnie szturchać. - odpowiedziała Sonia, gdy Lusi zaczęła ją budzić.
- Właśnie widzę jak wstajesz... - odpowiedziała Lusi. - Aquame-!
- Dobra, dobra! Już wstaje, tylko nie używaj tego zaklęcia! - odpowiedziała Sonia gwałtownie wstając ze swojego łóżka.
- Kate! Ty też wstawaj. - powiedziała Lusi podchodząc do swojej brązowowłosej przyjaciółki.
Gdy Rachel wyszła z łazienki wszyscy byli już w miarę przytomni. W końcu, gdy wszystkie były już przygotowane, wyszły z pokoju i udały się do Pokoju Wspólnego gdzie zapewne Alex i Max już czekali zniecierpliwieni.
- O już jesteście! - powiedział Max ujrzawszy Rachel, Sonię, Lusi i Kate.
- Nareszcie... - westchnął Alex i Albus.
Wszyscy bez zbędnych słów wstali i ruszyli ku wyjściu z Pokoju Wspólnego.
- Wszyscy mnie denerwują, gapią się i wytykają palcami. - powiedziała Rachel przechodząc przez korytarz pełny uczniów z domu Salazara i Roweny.
- W końcu ty jako jedyna zostałaś w pociągu z trzema Ślizgonami podczas ataku śmierciożerców. Ludzie podejrzewają was teraz o dużo rzeczy... - odpowiedział Albus.
- Ale czekaj, czekaj... Przecież uczniowie piątych, szóstych i siódmych klas mieli pozostać w pociągu i walczyć... - rzekła Rachel.
- Co? Co za bzdury! Mieliśmy się tylko ewakuować! Chyba twoi Ślizgoni cię okłamali... Jaka ty naiwna... - dodał Alex.
- Od kiedy się zrobiłeś taki mądry co?! - spytała wkurzona Rachel. - Zachowujesz się jak dziecko! Nie... przepraszam... Zachowujesz się jak udawany dorosły!
- Ja? A kto jest uparty jak osioł i zawsze musi robić to co chce i kiedy chce zażarcie idąc po trupach? Spójrz w lustro a tam znajdziesz odpowiedź! - odgryzł się Alex.
- Człowiek tak robi gdy jest czymś zdeterminowany. A ty najwyraźniej grasz cały czas idiotę, który myśli, że jest fajny.
- A czym jesteś tak zdeterminowana jeśli można wiedzieć?! Kwestią spędzenia niezłej nocy w towarzystwie trzech Ślizgonów, do których tak pałasz uczuciem?!
- Alex! - krzyknął Max, jednak Alex go zignorował.
- Zrozum oni cię tylko krzywdzą! Oni zawsze będą wrednymi, bezdusznymi hienami żywiącymi się padliną! - dodał Alex.
- Po pierwsze, jak śmiesz?! Nie jestem jakąś puszczalską się idiotką! Po drugie, nic nie wiesz o nich!
- Wiem o nich więcej od ciebie! I wiem, że nie powinnaś się trzymać przy nich, zwłaszcza teraz!
- Teraz czyli kiedy?!
- Kiedy śmierciożercy atakują!
- Śmierciożercy? Pff.
- A co się z tym wiąże?! Sama-Wiesz-Kto!
- Voldemort nie żyje!
- Ale w Hogwarcie i poza nim są ludzie czekający na jego powrót! Wszystko jest możliwe!
Alex i Rachel kłócili się dość głośno, zapomnieli nawet, że stoją w korytarzu, czyli miejscu publicznym, czyli w korytarzu w którym stoją Krukoni i Ślizgoni. Rachel umilkła i rozejrzała się dookoła, teraz nie dość, że kłócili się o obecną sytuacje świata czarodziejów to słyszeli ich Ślizgoni, Krukoni i na dodatek Gryfoni i Puchoni, którzy się zeszli.
- Jesteś skończonym kretynem Thomson. Nie dość, że ludzie cię słyszeli, to myślą, że bronisz Voldemorta. - do całej tej wymiany zdań przyłączyła się trójka osób, która jak zwykle wszystko mogła obrócić w proch. Trójka Ślizgonów pomaszerowała w kierunku Gryfonów. Rachel próbowała się wycofać z Sonią, Lusi i Kate, ale jak zwykle okazało się to zbędne.
- Nie tak szybko Collins, Grimmie, Morgan i Cullen! - zatrzymał ich głos, jak zwykle najbystrzejszego z tej trójki - Zabiniego.
- Niech cię szlag... - szepnęła Sonia.
- Słyszeliście wszystko? O co się kłócił Alex z Rachel? - spytała niepewnie Lusi.
- Tak. - uśmiechnął się przebiegle Davis, posyłając spojrzenie Malfoy'owi.
- No wiesz... Collins... - rzekł Malfoy z tym swoim chytrym uśmieszkiem - Jak tak bardzo zdeterminowana jesteś i chętna do...
- Ekhem! Nawet o tym nie myśl! - uciszyła go Rachel i odeszła ze swoimi przyjaciółmi ignorując go.
- Mogłabyś zabrać ze sobą na tą noc Sonię, Lusi i Kate! - krzyknął za nimi Zabini.
- Im więcej tym lepiej! - dodał Davis.
Dziewczyny prychnęły tylko i zaczęły wyzywać ich od chamów i innych tym podobnych określeń. Chłopacy popierali każde słowo.
---
Tak, Alex i Rachel zawsze się kłócą. Po prostu tak mają. Ślizgoni też 
jak zwykle musieli dodać swoje trzy knuty...
A dlaczego takie zdjęcie dodałam?
Bo kocham Dramione. 
Pozdrawiam
13.56

środa, 13 lipca 2016

Rozdział 39. - Carpe Retracum!

Rachel wyszła z przedziału Ślizgonów trzaskając ostro drzwiami. Poruszała się dość szybko wśród tych wszystkich uczniów. Pociąg nagle gwałtownie się zatrzymał a wszyscy uczniowie upadli na podłogę, światła zaczęły migotać, a wszyscy byli przerażeni. Rachel kurczowo trzymała przy sobie różdżkę. Nauczyciele wybiegli na korytarz i zaczęli krzyczeć żeby otwierać okna i wyskakiwać z nich. Na początku Rachel pomyślała, że to jakiś głupi żart. Wyskoczyć z okna by się zabić spadając z takiej wysokości?
- Koło okien stoją już awaryjne wozy ciągnięte przez pegazy i testrale! - krzyczała Hermiona.
Wszyscy zaczęli wstawać i rzucać się z okien na drewniane powozy. Rachel próbowała wstać z podłogi ale co chwilę ktoś nad nią przechodził lub deptał ją. Nagle poczuła czyjąś rękę na swojej nodze. Ktoś zaczął ją ciągnąć do tyłu, próbowała się wyrwać ale oprawca był silniejszy. Nagle znalazła się z powrotem w przedziale Ślizgonów. A oprawcą był nie kto inny jak Ben Zabini.
- Co ty robisz chłopie?! - powiedziała głośno cały czas leżąc na ziemi. - Chcesz mnie wystraszyć na śmierć?!
- Aktualnie ratujemy ci znów tyłek, Collins. - odpowiedział Davis, który stał tuż obok Zabiniego.
- I mamy nadzieję, że znowu nie zemdlejesz. - dodał Malfoy nachylając się nad nią.
- To bardzo miłe z waszej Ślizgońskiej strony ale poradziłabym sobie sama. - powiedziała Rachel wstając z podłogi.
- Właśnie widzieliśmy jak ciebie miażdżą. - odpowiedział Davis i uśmiechnął się chytrze.
- Co się właściwie stało? - zapytała Rachel patrząc im prosto w oczy.
- No wiesz... Pewnie znowu Śmierciożercy... - odpowiedział Zabini. - Mają niezły ubaw patrząc jak uczniowie się ewakuują...
- A dlaczego my tu nadal jesteśmy ktoś mi powie? - spytała zestresowana.
- Piątoklasiści pomagają, a przynajmniej chłopacy, bo niektóre dziewczyny uciekły już w popłochu. - odpowiedział Malfoy. Rachel podeszła do okna i miała zamiar je otworzyć, ale było już za późno. Wozy odjechały.
- No nie! - krzyknęła Rachel. - Dlaczego ja mam takiego pecha?!
- Nie krzycz! - skarcił ją Davis i odciągnął od okna. - Jeszcze cię śmierciożercy usłyszą!
- Zostawiłam w przedziale kota... Moi przyjaciele pewnie go nie wzięli... Muszę po niego iść! - powiedziała Rachel.
- Nie, nie, nie i nieee. - rzekł spokojnie Malfoy chwytając ją za ręce i odciągając od drzwi. - To zbyt niebezpieczne. Twój sierściuch jest teraz mało istotny.
- Malfoy! Nie pozwolę mu umrzeć! - odpowiedziała oburzona Rachel.
- Śmierciożercy nie mordują kotów. - odpowiedział zażenowany Zabini.
- Ale on się pewnie boi! - odpowiedziała Rachel i wyszarpała się z uścisku Malfoy'a.
- Carpe Retracum! - wypowiedział Davis, a Rachel związana sznurem upadła na podłogę i zaczęła przesuwać się mimowolnie w stronę rzucającego zaklęcie.
- To niesprawiedliwe... - odpowiedziała Rachel.
- Pójdę po twojego sierściucha, a ty grzecznie tu posiedzisz. - powiedział dla świętego spokoju Malfoy uśmiechając się. - Który przedział?
- Czterdziesty szósty. - odpowiedziała cicho Rachel.
- Dziękuję serdecznie. - powiedział z udawaną uprzejmością Malfoy.
- John i ja tutaj zostaniemy i popilnujemy Rachel. - powiedział Zabini.
Malfoy odszedł spokojnym krokiem trzymając cały czas przy sobie różdżkę. Zabini i John patrzyli na związaną Rachel.
- Na co tak patrzycie?! - spytała ostro Rachel.
- Na nic, na nic... - odpowiedzieli jednocześnie i odwrócili wzrok.
Gdy Malfoy wrócił nie miał przy sobie kota.
- Gdzie mój kot? - zapytała Rachel.
- Nie ma go. Patrzyłem wszędzie! - odpowiedział Malfoy na swoją obronę.
John zdjął zaklęcie z Rachel a ta natychmiast wstała z podłogi.
Po godzinie ukrywania się pod stolikiem przyszła Hermiona i wzięła ich stąd i na miotłach dolecieli do zamku. Gdy dotarli do Wielkiej Sali wszystkie pary oczu były skierowane w ich kierunku, było po ceremonii przydziału i uczta się już rozpoczęła. Davis, Malfoy i Zabini udali się do stołu Ślizgonów a Rachel do stołu Gryfonów.
- Gdzieś ty była?! - zapytał zdenerwowany Max.
- Dużo by opowiadać... - odpowiedziała Rachel i usiadła się przy stole obok Lusi i Soni. - Ale teraz jestem strasznie głodna.
Zjadła ziemniaki, udko kurczaka i kanapki, a na deser tradycyjnie pudding.
- Martwiliśmy się o ciebie. - powiedziała Lusi gdy wyszli z Wielkiej Sali. - Ślizgoni to ślizgoni, ale ci Śmierciożercy! Z dziesięciu nas zaczęło gonić, ale gdybyś widziała jak wszyscy strzelali w nich zaklęciami obronnymi! Tu i tam, bum i bam i nie ma ich!
- Ale to była całkiem poważna sprawa Lusi! - odpowiedziała Kate. - Wszystko mogło się zdarzyć!
- Mieliśmy dużo szczęścia. - dodał Max.
- A ty pewnie więcej szczęścia niż rozumu, co nie? - zapytał Alex.
- O co ci chodzi znowu? - zapytała tym razem zdenerwowana Sonia.
- Powinna zostać z nami, a tak skończyła z Ślizgonami... Śmierciożercy mogli was tam rozwalić raz dwa! I to wszystko przez twoich koleżków Rachel. - rzekł Alex.
- Czemu? Przecież to nie ich wina! To ja tam poszłam! - powiedziała Rachel.
- Pff. - prychnął Alex. - To i tak jest ich wina.
- Nasza wina Thomson?! - krzyknął ktoś zza ich pleców.
- Szybciej... zwijamy się... - powiedziała Rachel i ruszyli szybkim krokiem w kierunku Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
- Czekaj ty! Ja cię jeszcze dopadnę! - krzyknął Malfoy, gdy nasza banda była już na schodach.
- Proszę bardzo! Możesz nawet teraz! - krzyknął Alex ale już nikogo na dole nie było.
Rachel gdy tylko dotarła do swojego pokoju umyła się i poszła spać, była strasznie wyczerpana. Afera, jej czarna kotka wtuliła się w jej pościel i obydwie zasnęły.

 ---
Nie mam ostatnio weny, ale mam nadzieję, że wam się to podoba.
15:33

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Rozdział 38. - ''...w cztery pary oczu''

Gdy tylko drzwi zatrzasnęły jednego z przedziałów wszyscy zaczęli żwawo pytać o samopoczucie Max'a. Wyglądał na schorowanego, a Kate i Albus nic nie podejrzewali.
- Dajcie mu spokój, jest zmęczony ponieważ jest tu strasznie duszno. - odpowiedział od razu Alex, który siedział po jego prawej stronie. Lusi usiadła się z lewej strony swojego przyjaciela ale ona i tak nawet na niego nie spojrzała, tylko wyciągnęła książkę i zaczęła czytać.
- Może opowiecie coś o swoich wakacjach? - spytała Sonia przerywając ciszę. Każdy spojrzał po sobie i czekał aż ktoś zacznie.
- To może alfabetycznie? - zaproponował Max i wskazał ręką na swoją przyjaciółkę, która aktualnie patrzyła przez okno.
- Dobrze więc... - zaczęła Rachel. - Nic niezwykłego nie działo się przez całe lato. Byłam u rodziny, która miała mnie kompletnie gdzieś. Moje przyjaciółki były wiecznie zajęte Bóg wie czym. Byłam nad morzem w Polsce, które na Merlina było okropnie lodowate. Przez większość czasu lało i nie dostawałam listów ani od Kate, ani od Max'a, ani od Alex'a, ani od Davis'a, ani od Zabiniego, ani od Malfoy'a, ani od Albusa. W sumie... to najgorsze lato jakie kiedykolwiek przeżyłam.
Rachel oparła głowę o rozgrzaną szybę i westchnęła.
- Idę odwiedzić moich starych kumpli. - dodała po chwili.
Rachel wstała i już miała otwierać drzwi kiedy na przeciw stanął jej Alex.
- Nigdzie nie idziesz. - powiedział zdecydowanym tonem.
- Ah tak? - odpowiedziała rozzłoszczona, nienawidziła kiedy ktoś mówił jej co ma robić.
- Davis, Zabini i Malfoy to nie najlepsze towarzystwo dla ciebie, ani dla nikogo z nas. - odpowiedział i zmierzył ją wzrokiem. - Poza tym ostatnio mają cię w dupie. Nawet się tobą nie interesują, a mają ważne SUMy do zdania tego roku. Pewnie są zajęci.
- Od kiedy martwisz się o ich edukację? Albo o to gdzie idę i z kim idę? - zapytała marszcząc nos.
- Od kiedy w Hogwarcie przestało być bezpiecznie jak wcześniej i od momentu kiedy zacząłem ufać tylko garstce osób z mojego otoczenia. - odpowiedział i miał zamiar ją odepchnąć na swoje miejsce ale nie zdążył. Rachel wyciągnęła przed siebie różdżkę, która wbiła mu się w brzuch.
- Suń się. - warknęła na niego, a gdy nie ustępował dodała: - Słuchaj, wiem jak o siebie zadbać nie jestem dzieckiem. Proszę, chcę aby zobaczyć co u nich. Nie musisz zachowywać się jak ojciec, którego nie mam.
Alex przytaknął głową, usiadł z powrotem na swoim miejscu a Rachel wyszła z przedziału.
- Dlaczego chciałeś by została? - spytała Sonia. - Niech robi co chce, wie w co się może wpakować wchodząc do Ślizgonów.
- Właśnie nie jestem pewien. - odpowiedział i westchnął.

*~*~ u Rachel ~*~*

Rachel przeszła obok kilku Gryfonów szukających miejsca w przedziałach. Nie zwracała na nikogo uwagi, po prostu szła przed siebie mijając tych samych ludzi i te same przedziały co zwykle mijała chcąc odwiedzić Ślizgonów. Po chwili dotarła do drzwi prowadzących do królestwa znienawidzonego przez Gryfonów, królestwa domu Salazara Slytherina. Niepewnie położyła rękę na klamce i nacisnęła, nagle chciała się wycofać, ale było za późno. Stała w środku, a każda para oczu patrzyła na Rachel ze zdziwieniem i odrazą. Każdy wiedział, że jest Gryfonką, każdy wiedział jednak, że przyjaźni się z trójką najbardziej znanych chłopaków z domu Salazara. Którym nikt nie chciał wchodzić w drogę. 
- Rachel Collins. - uśmiechnęła się kpiąco Diana Johnson. - Zgubiłaś się a może twoi przyjaciele porzucili cię i idziesz błagać nas o to byśmy się z tobą zakumplowali? Od razu mówię: ZAPOMNIJ!
Złośliwe komentarze Diany, przestały ją obchodzić. Stała jednak jak słup soli patrząc na trójkę swoich dawnych przyjaciół, którzy kiedyś by raz dwa stanęli w jej obronie a teraz patrzą na nią z zaciekawieniem. 
- Odwal się ode mnie Johnson, mam do pomówienia z kimś w cztery pary oczu. - powiedziała spokojnie i przez zaciśnięte zęby ale było ją wyraźnie słychać. 
- Nie mów mi szkarado co mam robić. - odpowiedziała Diana. - Odszczekaj to i wypierdalaj z naszego przedziału.
- Gdzie takie słowa? Ja przecież tylko mówię co powinnaś zrobić chyba, że chcesz mieć śliwkę pod okiem? - odpowiedziała spokojnie Rachel. 
- Ja ci zaraz dam śliwkę pod okiem... - warknęła Diana.
- Nie powtarzaj tego co mówię, to mało inteligentne. - odrzekła Rachel. 
- Mało inteligentne?! To ty jesteś mało inteligentna szlamo! - krzyknęła na Rachel. 
- Abstrahując od altruistycznych zagadnień metafizycznego pietyzmu adekwatnie jestem gotów pokusić się stwierdzeniem, że percepcja mojej mentalności nie obliguje mnie do dalszej konwersacji z tobą, ponieważ nie stoisz nawet w brodziku moich potrzeb intelektualnych, co nie koliduje z moją wysublimowaną wiedzą na ów temat, biorąc pod uwagę wszelkie aspekty tej kwestii. - Rachel uśmiechnęła się chytrze i patrzyła jak Dianie opada szczęka, z resztą nie tylko Dianie. Większość Ślizgonów mimo, że nie zrozumiało o co chodzi patrzyło na nią z podziwem. Scorpius i John uśmiechnęli się chytrze. Jedna mała Ślizgonka z drugiego roku podeszła do Rachel i Diany. 
- Odwal się od niej idiotko! Od razu widać kto ma więcej oleju w głowie! - powiedziała odważnie do Diany, broniąc Rachel. 
- Taka mała gówniara jak ty, która ma jeszcze mniej oleju we łbie nie będzie mi mówić co mam robić. - powiedziała i odepchnęła drugoroczną, a ta przewaliła się i upadła na podłogę. Łzy zaczęły lecieć jej z oczu i rozpłakała się na dobre. Rachel pomogła jej wstać.
- I  widzisz co zrobiłaś?! - warknęła głośno na Dianę.
- Pff, ryczy, mały bobas ryczy. Ale musi być słaba z niej Ślizgonka. Nie powinna należeć do naszego domu. - prychnęła Diana a w przedziale zrobiło się cicho, było słychać tylko cichy szloch dziecka. 
- Łzy to nie oznaka słabości, lecz prawdziwej siły, którą każdy skrywa w sobie... Płaczesz gdy próbujesz być silna, ale do końca nie wiesz jak! - Rachel krzyknęła Dianie prosto w twarz a ta odwróciła się, prychnęła i usiadła się z James'em i Lukiem. Scorpius spojrzał na Rachel i przypomniał sobie moment w którym powiedział jej te słowa. W tym czasie jedna Ślizgonka wzięła drugoroczną i zajęła się nią. Rachel postanowiła wyjść z tego piekła więc pokierowała się w stronę drzwi. 
- A nie miałaś przypadkiem pogadać z kimś w cztery pary oczu? - spytała Diana z kpiącym wyrazem twarzy. Rachel spojrzała kątem oka na Davis'a, Malfoy'a i Zabiniego. Jej wzrok mówił wszystko ale nie ukazywał nic konkretnego.
- Już nie ważne, skoro nie chcą, to nie będę ich zmuszać. - warknęła i wyszła z przedziału. Miała dość. 

---
Długo nie pisałam ale chyba się tym zrekompensowałam.
Komentujcie, poprawiajcie jeżeli są błędy i doradzajcie.
Pzdr i życzę dobrych, udanych i bezpiecznych wakacji.
Ps. Jutro Zgredek ma urodziny ^~^
15:19

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział 37. - Życie toczy się dalej...

Rachel żegnała się z mamą po raz setny mówiąc, że będzie wysyłała jej sowy co niedzielę. Na co ona po raz ostatni ją przytuliła i powiedziała żeby na siebie uważała. Wzięła swój kufer i dołączyła do Soni która stała z boku i rozmawiała z Alex'em i Max'em. Lusi stała za nimi razem z Kate i Albusem czekając aż zaczną wpuszczać do pociągu. W tym roku tak jak zwykle byli przed czasem.
- Jak się czujesz Max? - zapytała z troską Sonia patrząc na swojego bladego przyjaciela.
- Jakoś się trzymam. Ale później pogadamy o tym wszystkim w przedziale. - rzekł Max i przetarł swoje zmęczone oczy.
Rachel patrzyła na swoich przyjaciół, musiała przyznać, że przez cztery lata wyrośli. Alex, Max i Albus byli co najmniej o głowę od niej więksi. Lusi była tego samego wzrostu co Rachel, tylko Soni i Kate urosło się parę centymetrów więcej od niej. Rachel poprawiła swoje czerwone okulary i swoją grzywkę przykrywającą jej oko. Rozejrzała się i ujrzała to czego szukała, trójka wysokich Ślizgonów stała również czekając parę metrów od nich. Odwróciła od nich wzrok i zobaczyła, że nie tylko ona się im przygląda. Lusi patrzyła na nich kątem oka. Pociąg otworzył nagle swoje drzwi  popychając lekko zdziwioną Rachel do tyłu, na szczęście pchnięcie nie było zbyt mocne i nie wylądowała na ziemi. Chwyciła swój kufer i szybko zaczęła się przepychać między uczniami szukając przedziału. Przez te lata zmieniła się, nie tylko w wyglądzie, ale w charakterze. Nie była tą samą wesołą, pełną energii dziewczyną, zamknęła się w sobie i coraz częściej zaczęła się wykłócać i krzyczeć na innych. Zrobiła się arogancka i ironiczna, zaczęła chodzić sama swoimi ścieżkami. Może to miało związek z tymi wszystkimi wydarzeniami? A no właśnie, wy nic nie wiecie... Na pierwszym roku gdy tylko zaczęły wracać dzieci od swoich rodzin po świętach, Max przyjechał z bandażem na rękach. Czemu? Gdy spędzał święta u dziadków w ich chatce w lesie, pewnej nocy zaatakował go wilkołak. W Hogwarcie na szczęście nikt o tym nie wiedział, oprócz czterech osób a mianowicie Rachel, Lusi, Soni i Alex'a. Wszyscy jakoś to przyjęli do wiadomości, że został wilkołakiem i będzie zmieniał się co pełnię w potworną bestię. Alex wpadł na pomysł by pomóc mu przez to przejść i zostać animagami. Na początku wydało się to głupim pomysłem ale później wszyscy oprócz Lusi zdecydowali, że to całkiem niezły pomysł. Udali się więc do nowego dyrektora - Harry'ego Potter'a. Ponieważ niestety Minerva McGonagall umarła z przyczyn naturalnych zaraz po sylwestrze. Harry Potter powiedział, że powtarza się historia jego ojca i stwierdził, że pomoże im w tej trudnej dziedzinie magii. Okazało się później, że nową nauczycielką transmutacji będzie sama Hermiona Weasley. Lecz tak naprawdę najdziwniejszą historią była przygoda Soni. Zaatakowano jej rodzinę podczas gdy jedli wigilijną kolację, na szczęście aurorzy dotarli na czas a wszyscy wyszli bez szwanku. Nikt nie wie dokładnie z jakiej przyczyny ich zaatakowano i jak udało im się przemknąć przez zabezpieczenia. Jeśli chodzi o John'a i jego cudowny prezent, którego nie dało wysłać się sowią pocztą to dostał młodszą siostrę. ''Świetnie brat mnie wkurza i jest idiotą, a teraz mam niańczyć kolejną idiotkę? Mam nadzieję, że wyrośnie na coś lepszego niż James...'' - mówił John. ,, Pod jego opieką nic nie wyrośnie na coś mądrego lub chociażby normalnego.'' - skomentował Alex. To ostatnie wspomnienie sprawiło, że uśmiechnęła się wchodząc do przedziału, co rzadko się ostatnio zdarzało. Ale, cóż, życie toczy się dalej...
---
Trochę więcej lat upłynęło ale okej.
Mam nadzieję, że ten krótki rozdział się wam spodoba.
Jeśli są jakieś błędy to pisać.
Pozdrawiam.
 14:35

sobota, 12 marca 2016

Rozdział 36. - Powrót

Rachel, Lusi i Kate siedziały przy kominku ogrzewając zimne ręce. Święta były udane, Lusi dostała od mamy nową bluzkę. Kate właśnie oglądała książkę którą dostała od babci. Rachel natomiast siedziała na dywanie przed kominkiem patrząc na płomienie. Również dostała mały prezent w postaci bransoletki którą miała już na ręce. Święta już minęły a dzisiaj był sylwester, dziewczyny szczerze nudziły się, mimo, że od czasu do czasu Malfoy włamywał się do Pokoju Wspólnego Gryfonów wraz z Zabinim. Skąd znał hasło? Tego nie wie nikt. Pokój Gryfonów był o popołudniowej porze bardzo cichy i spokojny, za oknami widać było ciemne niebo i wielki śnieżny posąg zbudowany przez prefekta z Kate, Lusi i Rachel.
- Ej... - długo trwającą ciszę przerwała Kate. - Teraz się tak zastanawiam skąd moja babcia wie, że jestem czarodziejką?
- Może twoja mama jej powiedziała co nie? - spytała Lusi wylegując się na poduszkach leniwie.
- No co ty! To by było niemożliwe i nie w jej stylu. - rzekła pewna swoich słów.
- To może kupiła ci coś a twoja mama to przekazała i wysłała tobie? - odpowiedziała zmęczonym głosem Rachel i wyciągnęła się na dywanie podpierając się o sofę.
- To jest bardziej prawdopodobne. - powiedziała przytakując Kate.
- Nudno tu bez ich wszystkich. - stwierdziła Lusi.
- No trochę. - powiedziała Kate i zamknęła z hukiem książkę odkładając ją na bok. - Nie Rachel?
- Mhmmm... - mruknęła Rachel i okręciła się w ich stronę chowając głowę w poduszce którą wcześniej trzymała.
- Inteligentne stwierdzenie. Zgadzam się w zupełności z panną Rachel Collins i jej ''Mhmmm...''. - powiedział czyiś głos zza ich pleców. Gdy Lusi i Kate okręciły się jak jeden mąż ujrzały tak bardzo znaną im bladą twarz Malfoy'a. - Bo nie ma kogo gnębić. Blondyna wyjechała.
- Masz na myśli Alex'a? - spytała Lusi.
- No jasne. - powiedział i wgramolił się na sofę między Kate a Lusi.
- Powiesz mi jakim cudem się tu znowu znalazłeś? - spytała wkurzona Kate.
- Złość piękności szkodzi więc nie marszcz się już tak Tygrysico. - powiedział Scorpius i spojrzał na Kate. - Ciekawość też nie jest dobra na urodę, a dla waszego dobra nie powiem wam nic, bo wy już chyba bardziej ucierpieć nie możecie.
- Oh przymknij się Malfoy. - powiedziała Rachel której głowa prawie spadła z kanapy.
- A wy co takie ponure? Odwiedziłem was! - rzekł oburzony.
- I jak ktoś cię z Gryfonów przyłapie, że tu jesteś to nie będę ci pomagać a wręcz przeciwnie pomogę im cię z tąd wywalić. - oznajmiła Lusi uderzając go w głowę poduszką. - Wynocha!
- Nikt nie ma prawa bić poduszką mnie, Ślizgona, Scorpiusa Hyperiona Malfoy'a, syna Dracona Lucjusza Malfoy'a! - warknął głośno i już chciał się rzucić na Lusi z poduszką, ale jakiś starszy Gryfon chwycił go za bluzkę i pociągnął w kierunku wyjścia.
- Sprytnie załatwione. - powiedziała Kate.
- To jego wina nie moja, że wydziera się na całą wierzę Gryffindoru. - powiedziała Lusi.

*~*~kilka godzin później~*~*

- 3...2...1... Nowy Rok! - krzyknęli uczniowie Hogwartu wraz z pracownikami gdy wybiła północ. Rachel, Lusi i Kate uśmiechały się do siebie i czekali aż Hermiona z pomocą Harry'ego odpali fajerwerki. A gdy już to zrobili niebo mieniło się od kolorów, może nie były to takie niezwykłe magiczne fajerwerki, tylko normalne, które nie układały się w żadne kształty, ale dla nich były najlepsze. Scorpius co chwilę razem z Zabinim rzucali śnieżkami w Rachel, Lusi i Kate, które nie pozostawały im dłużne. Gdy już przerwali wojnę ruszyli w kierunku zamku. Lusi mijając Rachel cała we śniegu bez czapki i z rozczochranymi włosami mruknęła pod nosem:
- Moje postanowienie noworoczne to postarać się go nie zabić. 

 *~*~rano~*~*

Rankiem nikt nie miał ochoty wychodzić z łóżka. Lecz gdy już Rachel, Lusi i Kate wygramoliły się z nich i ubrały się to poszły na śniadanie. Nikogo nie było w Wielkiej Sali prócz nauczycieli, kilku duchów i parki Ślizgonów. 
- Dzisiaj wreszcie przyjeżdżają, już chcę wiedzieć jak spędzili święta. - rzekła Kate i uśmiechnęła się.
Nikt jej nie odpowiedział, bo Lusi już zajadała tosta a Rachel kanapkę. 
Kiedy wreszcie skończyli jeść śniadanie czekali cierpliwie przy wejściu do Hogwartu na swoich przyjaciół. Dziewczyny nie wiedziały jaką nowinę przyniesie im John, nie wiedziały co strasznego spotkało Max'a, nie wiedziały co wymyślił Alex, nie wiedziały co się stało u Soni w domu oraz co przyniesie następny rok. 

---
17.00
Następny rozdział będzie w stylu ''2 lata później''. Nie chcę mi się ciągnąć całego pierwszego roku i drugiego żeby zaczęło się dziać.
Pzdr i zapraszam na bloga mojej przyjaciółki http://huncwociiinni.blogspot.com/