środa, 13 lipca 2016

Rozdział 39. - Carpe Retracum!

Rachel wyszła z przedziału Ślizgonów trzaskając ostro drzwiami. Poruszała się dość szybko wśród tych wszystkich uczniów. Pociąg nagle gwałtownie się zatrzymał a wszyscy uczniowie upadli na podłogę, światła zaczęły migotać, a wszyscy byli przerażeni. Rachel kurczowo trzymała przy sobie różdżkę. Nauczyciele wybiegli na korytarz i zaczęli krzyczeć żeby otwierać okna i wyskakiwać z nich. Na początku Rachel pomyślała, że to jakiś głupi żart. Wyskoczyć z okna by się zabić spadając z takiej wysokości?
- Koło okien stoją już awaryjne wozy ciągnięte przez pegazy i testrale! - krzyczała Hermiona.
Wszyscy zaczęli wstawać i rzucać się z okien na drewniane powozy. Rachel próbowała wstać z podłogi ale co chwilę ktoś nad nią przechodził lub deptał ją. Nagle poczuła czyjąś rękę na swojej nodze. Ktoś zaczął ją ciągnąć do tyłu, próbowała się wyrwać ale oprawca był silniejszy. Nagle znalazła się z powrotem w przedziale Ślizgonów. A oprawcą był nie kto inny jak Ben Zabini.
- Co ty robisz chłopie?! - powiedziała głośno cały czas leżąc na ziemi. - Chcesz mnie wystraszyć na śmierć?!
- Aktualnie ratujemy ci znów tyłek, Collins. - odpowiedział Davis, który stał tuż obok Zabiniego.
- I mamy nadzieję, że znowu nie zemdlejesz. - dodał Malfoy nachylając się nad nią.
- To bardzo miłe z waszej Ślizgońskiej strony ale poradziłabym sobie sama. - powiedziała Rachel wstając z podłogi.
- Właśnie widzieliśmy jak ciebie miażdżą. - odpowiedział Davis i uśmiechnął się chytrze.
- Co się właściwie stało? - zapytała Rachel patrząc im prosto w oczy.
- No wiesz... Pewnie znowu Śmierciożercy... - odpowiedział Zabini. - Mają niezły ubaw patrząc jak uczniowie się ewakuują...
- A dlaczego my tu nadal jesteśmy ktoś mi powie? - spytała zestresowana.
- Piątoklasiści pomagają, a przynajmniej chłopacy, bo niektóre dziewczyny uciekły już w popłochu. - odpowiedział Malfoy. Rachel podeszła do okna i miała zamiar je otworzyć, ale było już za późno. Wozy odjechały.
- No nie! - krzyknęła Rachel. - Dlaczego ja mam takiego pecha?!
- Nie krzycz! - skarcił ją Davis i odciągnął od okna. - Jeszcze cię śmierciożercy usłyszą!
- Zostawiłam w przedziale kota... Moi przyjaciele pewnie go nie wzięli... Muszę po niego iść! - powiedziała Rachel.
- Nie, nie, nie i nieee. - rzekł spokojnie Malfoy chwytając ją za ręce i odciągając od drzwi. - To zbyt niebezpieczne. Twój sierściuch jest teraz mało istotny.
- Malfoy! Nie pozwolę mu umrzeć! - odpowiedziała oburzona Rachel.
- Śmierciożercy nie mordują kotów. - odpowiedział zażenowany Zabini.
- Ale on się pewnie boi! - odpowiedziała Rachel i wyszarpała się z uścisku Malfoy'a.
- Carpe Retracum! - wypowiedział Davis, a Rachel związana sznurem upadła na podłogę i zaczęła przesuwać się mimowolnie w stronę rzucającego zaklęcie.
- To niesprawiedliwe... - odpowiedziała Rachel.
- Pójdę po twojego sierściucha, a ty grzecznie tu posiedzisz. - powiedział dla świętego spokoju Malfoy uśmiechając się. - Który przedział?
- Czterdziesty szósty. - odpowiedziała cicho Rachel.
- Dziękuję serdecznie. - powiedział z udawaną uprzejmością Malfoy.
- John i ja tutaj zostaniemy i popilnujemy Rachel. - powiedział Zabini.
Malfoy odszedł spokojnym krokiem trzymając cały czas przy sobie różdżkę. Zabini i John patrzyli na związaną Rachel.
- Na co tak patrzycie?! - spytała ostro Rachel.
- Na nic, na nic... - odpowiedzieli jednocześnie i odwrócili wzrok.
Gdy Malfoy wrócił nie miał przy sobie kota.
- Gdzie mój kot? - zapytała Rachel.
- Nie ma go. Patrzyłem wszędzie! - odpowiedział Malfoy na swoją obronę.
John zdjął zaklęcie z Rachel a ta natychmiast wstała z podłogi.
Po godzinie ukrywania się pod stolikiem przyszła Hermiona i wzięła ich stąd i na miotłach dolecieli do zamku. Gdy dotarli do Wielkiej Sali wszystkie pary oczu były skierowane w ich kierunku, było po ceremonii przydziału i uczta się już rozpoczęła. Davis, Malfoy i Zabini udali się do stołu Ślizgonów a Rachel do stołu Gryfonów.
- Gdzieś ty była?! - zapytał zdenerwowany Max.
- Dużo by opowiadać... - odpowiedziała Rachel i usiadła się przy stole obok Lusi i Soni. - Ale teraz jestem strasznie głodna.
Zjadła ziemniaki, udko kurczaka i kanapki, a na deser tradycyjnie pudding.
- Martwiliśmy się o ciebie. - powiedziała Lusi gdy wyszli z Wielkiej Sali. - Ślizgoni to ślizgoni, ale ci Śmierciożercy! Z dziesięciu nas zaczęło gonić, ale gdybyś widziała jak wszyscy strzelali w nich zaklęciami obronnymi! Tu i tam, bum i bam i nie ma ich!
- Ale to była całkiem poważna sprawa Lusi! - odpowiedziała Kate. - Wszystko mogło się zdarzyć!
- Mieliśmy dużo szczęścia. - dodał Max.
- A ty pewnie więcej szczęścia niż rozumu, co nie? - zapytał Alex.
- O co ci chodzi znowu? - zapytała tym razem zdenerwowana Sonia.
- Powinna zostać z nami, a tak skończyła z Ślizgonami... Śmierciożercy mogli was tam rozwalić raz dwa! I to wszystko przez twoich koleżków Rachel. - rzekł Alex.
- Czemu? Przecież to nie ich wina! To ja tam poszłam! - powiedziała Rachel.
- Pff. - prychnął Alex. - To i tak jest ich wina.
- Nasza wina Thomson?! - krzyknął ktoś zza ich pleców.
- Szybciej... zwijamy się... - powiedziała Rachel i ruszyli szybkim krokiem w kierunku Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
- Czekaj ty! Ja cię jeszcze dopadnę! - krzyknął Malfoy, gdy nasza banda była już na schodach.
- Proszę bardzo! Możesz nawet teraz! - krzyknął Alex ale już nikogo na dole nie było.
Rachel gdy tylko dotarła do swojego pokoju umyła się i poszła spać, była strasznie wyczerpana. Afera, jej czarna kotka wtuliła się w jej pościel i obydwie zasnęły.

 ---
Nie mam ostatnio weny, ale mam nadzieję, że wam się to podoba.
15:33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz